moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Chłopiec, który przyniósł śmierć

6 sierpnia 1945 roku świat zmienił się na zawsze. Rankiem tego dnia Amerykanie dokonali pierwszego w dziejach uderzenia nuklearnego. Bomba „Little Boy” spadła na Hiroszimę. W jednej chwili zginęło od 70 do 90 tysięcy osób. Koszmarne skutki eksplozji miały zmusić Japonię do kapitulacji. Ale nie zmusiły.

Grzyb dymu powstały w wyniku wybuchu bomby atomowej nad Nagasaki 9 sierpnia 1945 roku. Fot. Wikipedia

Tego dnia Kiyoshi Tanimoto, pastor Kościoła Metodystów w Hiroszimie, obudził się o piątej rano. Noc na plebanii spędził samotnie. Jego żona wraz z pięcioletnim synkiem wyjechała do przyjaciół na północne przedmieścia. Wspólnie uznali, że tam będzie bezpieczniej. Hiroszima, jako jedno z nielicznych miast w Japonii, nie doświadczyła jeszcze amerykańskiego nalotu. Tymczasem ostatnio bombowce B-29 uderzały w bliskim sąsiedztwie – to w Kure, to znów w Iwakuni. Tanimoto podskórnie czuł, że Hiroszima będzie następna. Z trudem zwlókł się z łóżka. Był wyczerpany nieustającym stresem, słabo sypiał, w dodatku poprzedniego dnia solidnie się napracował. Przez cały dzień przerzucał wyposażenie kościoła do oddalonego od centrum domu, który należał do znajomego producenta jedwabiu. Tam jego „skarby” miały przeczekać niespokojny czas. W transporcie pomógł mu mieszkający w pobliżu przyjaciel, pan Matsuo. Dziś pastor chciał mu się zrewanżować, asystując przy przenoszeniu rzeczy jego córki. Dlatego właśnie wstał tak wcześnie.

Wkrótce wyszedł z domu i ruszył przed siebie ciasnymi uliczkami dzielnicy Nagaragawa. Poranek był rześki i pogodny. Zapowiadał się upalny dzień. Kilka minut po tym, jak mężczyźni przystąpili do pracy, rozległ się dźwięk syreny alarmowej. Mało kto się jednak tym przejął. Sygnał wskazywał na to, że nad miastem, jak co rano, pojawił się amerykański samolot rozpoznawczy. Mężczyźni pracowali więc dalej. Około ósmej postanowili odpocząć. Stanęli za magazynem, do którego zwozili rzeczy. Nagle w powietrzu rozlał się oślepiający błysk. Pastor Tanimoto wspominał potem, że nie zapamiętał huku. W tamtej chwili miał jednak wrażenie, że eksplodowało słońce. Przez głowę przemknęła mu myśl szybka niczym błyskawica: „To idzie ze wschodu na zachód, z centrum miasta ku wzgórzom”. Kątem oka widział, jak Matsuo rzuca się do przedsionka domu i nurkuje w stosach ubrań. On sam skoczył pomiędzy ozdobne kamienie w ogródku i przywarł twarzą do ziemi. Kiedy chwilę później odważył się unieść głowę, dostrzegł, że dom, do którego wskoczył Matsuo, nie istnieje. Pierwsza myśl: jakiś pocisk z niesłychaną precyzją trafił dokładnie w to miejsce. Wyskoczył na ulicę. Chmura pyłu zasłaniała niebo i wszystko wokół. Idąc na oślep przed siebie wpadł na grupę żołnierzy. Od rana kopali schron. Teraz, zalani krwią i oblepieni brudem, bezładnie gramolili się z dołu. Po chwili natknął się na starszą kobietę z wnuczkiem na plecach, która cicho łkała: „Jestem ranna! Jestem ranna!”. Pastor wziął od niej chłopca, ujął pod rękę i poprowadził w dół wijącej się po zboczu ulicy. Nagle powiał silniejszy wiatr. Chmura pyłu rozeszła się, a Tanimoto stanął oniemiały. Dotąd był pewien, że Amerykanie zbombardowali dzielnicę Koi, w której się właśnie znajdował. Teraz zobaczył, że Hiroszima aż po horyzont zmieniła się w przerażającą miazgę pełną, ognia i ruin. Ale jakim cudem? Pastor jak w transie ruszył w stronę, gdzie kiedyś znajdował się jego kościół. Po drodze mijał stosy zwęglonych, poskręcanych ciał i ludzi, którzy usiłowali wydostać się z miasta – krwawili, płaty skóry zwisały im z twarzy i rąk, wymiotowali. Jak świat w mgnieniu oka mógł zmienić się w piekło?

Swoją historię Kiyoshi Tanimoto opowiedział amerykańskiemu reporterowi Johnowi Herseyowi, który w 1946 roku pojechał do Japonii, by zbierać świadectwa „hibakusha” – osób ocalałych z ataków jądrowych. Na podstawie rozmów napisał najpierw tekst dla „New Yorkera”, a potem książkę. Pastor Tanimoto wiedział już wówczas, że z reporterem rozmawia jedynie dzięki cudownemu zrządzeniu losu.

6 sierpnia 1945 roku w Hiroszimie w ułamku sekundy zginęło od 70 do 90 tysięcy osób. Kolejne dziesiątki tysięcy zmarły w następnych dniach i miesiącach – na skutek ran i choroby popromiennej. Wybuch zniszczył ponad 90 procent budynków. Tego dnia świat wkroczył w zupełnie nową erę.

„To wojsko jest celem”

– Historycy do dziś spierają się o to, co było główną przesłanką do użycia bomb atomowych przeciwko Japonii – przyznaje Paweł Behrendt, specjalista od spraw obronności i Dalekiego Wschodu z Instytutu Studiów Azjatyckich i Globalnych im. Michała Boyma. W 1945 roku Amerykanie zyskali na Pacyfiku dużą przewagę. Zajęli na przykład archipelag Marianów, z którego bombardowali japońskie miasta. Ich zwycięstwo w tej wojnie wydawało się jedynie kwestią czasu. – Na pewno prezydent Harry Truman miał świadomość, że świat stanął u progu kolejnego konfliktu, w którym głównym przeciwnikiem będzie ZSRR. Armia Czerwona wkrótce miała się włączyć do walk na Dalekim Wschodzie. Truman obawiał się, że w globalnym wyścigu Rosja zagarnie dla siebie zbyt wiele. Sięgnięcie po broń jądrową można by zatem uznać za demonstrację siły wobec Sowietów. Pamiętać jednak trzeba, że Stalin nie był specjalnie zaskoczony nowymi możliwościami amerykańskiej armii. Doskonale wiedział, że trwają prace nad bombą nowej generacji, i że są one bardzo zaawansowane – tłumaczy Behrendt. – Myślę, że Truman chciał przede wszystkim wywrzeć presję na japońskich generałach. Mimo coraz gorszej sytuacji ich kraju, oni nadal chcieli walczyć. Amerykanie przygotowywali się do dużych operacji desantowych na Kiusiu, a potem w okolicach Tokio. Ale mając w pamięci lądowania na Iwo Jimie czy Okinawie, wiedzieli, że nie będzie łatwo. Spodziewali się ogromnej liczby ofiar wśród swoich żołnierzy. A tego chcieli za wszelką cenę uniknąć – dodaje ekspert. Postanowili więc sięgnąć po swój najpotężniejszy argument.

Załoga (niekompletna) bombowca B-29 Superfortress „Enola Gay”, który zrzucił „Little Boya”. Fot. Wikipedia

Prace nad bronią jądrową Stany Zjednoczone podjęły w 1942 roku. Przedsięwzięcie nosiło kryptonim „Projekt Manhattan”. Punktem wyjścia dla zaangażowanych w projekt naukowców stało się odkrycie sprzed czterech lat. Wówczas to Niemcy – Otto Hahn i Fritz Strassmann – dowiedli, że poprzez rozszczepienie jądra atomu można uzyskać ogromne ilości energii. Początkowo Amerykanie chcieli wykorzystać tę wiedzę do budowy nowatorskiego napędu dla okrętów podwodnych. Jednak obawy przed tym, że to Hitler jako pierwszy wejdzie w posiadanie bomby o niespotykanej wcześniej mocy sprawiły, że projekt skręcił w zupełnie inną stronę. Latem 1945 roku zespół kierowany przez fizyka Roberta Oppenheimera był gotowy do pierwszej próby. Została ona przeprowadzona 16 lipca na poligonie w Nowym Meksyku.

Testową bombę nazwano Gadget. Naukowcy z tajnego ośrodka Los Alamos założyli, że wybuch będzie miał siłę równą 500 tonom trotylu. Moc eksplozji okazała się jednak niemal czterdziestokrotnie większa. Wiadomość o udanej próbie została przekazana Trumanowi tuż przed konferencją pokojową w Poczdamie. Sekretarz wojny Henry Stimson poinformował go, że w ciągu trzech tygodni armia będzie gotowa, by zrzucić bombę na jedno z wybranych japońskich miast. Jako potencjalne cele wskazał Hiroszimę, Kokurę i Niigatę. Miasta te wcześniej nie były celem nalotów, nie było tam silnej obrony przeciwlotniczej. Amerykanie nie musieli się również obawiać, że po drodze napotkają japońskie samoloty. – Cesarska armia znajdowała się w trudnej sytuacji. Paliwo i amunicję oszczędzała na czas, kiedy przyjdzie jej odpierać nieprzyjacielski desant – tłumaczy Behrendt. Niebawem lista celów została skorygowana – Niigatę zastąpiło Nagasaki. 26 lipca Biały Dom skierował do Japonii wezwanie do bezwzględnej kapitulacji. Rząd oraz wojskowi w Tokio radzili nad nim przez dwa dni. Wreszcie zakomunikowali: Japonia się nie podda. Tym samym nieświadomie przypieczętowali wyrok na jedno ze swoich miast. – Użyjemy nowej broni – zdecydował Truman. Pierwsza bomba, jak się wkrótce okazało, miała spaść na Hiroszimę. A.J. Baime, autor książki opisującej te przełomowe dla historii świata dni, podkreślał, że według amerykańskiego wywiadu w niespełna 320-tysięcznym mieście znajdowało się mnóstwo wojskowych magazynów i punktów zaopatrzeniowych armii. Sam Truman w przeddzień nalotu zapisał w swoich dziennikach uwagę na temat miast-celów: „To obiekty militarne, żołnierze i marynarze są naszym celem, a nie kobiety i dzieci”. Prawda jednak była inna. W samej Hiroszimie co prawda był 40-tysięczny garnizon wojskowy, bomba jednak miała przynieść zagładę przede wszystkim cywilom.

„Mój Boże, co myśmy zrobili”

Operacja rozpoczęła się jeszcze pod koniec lipca, kiedy do portu na wyspie Tinian w archipelagu Marianów zawinął krążownik USS „Indianapolis”. Przywiózł elementy bomby zwanej „Little Boy”. Na miejscu, z myślą o akcji, została sformowana specjalna grupa. Na jej czele stanął płk Paul Tibbets – pilot samolotu B-29, który od nazwiska jego matki był nazywany Enola Gay. To właśnie on dostał rozkaz zrzucenia bomby. W misję zaangażowano również kilka innych maszyn, między innymi po to, by sprawdzić pogodę nad potencjalnymi celami i zapewnić eskortę. Wraz z Enolą Gay nad miastem miał przelecieć samolot wyposażony w aparaturę pomiarową, kamerę i aparaty fotograficzne. „Sam „Little Boy” wyglądał jak podłużny kosz na śmieci z płetwami” – miał ocenić jeden z pracowników obsługi ładujący bombę na pokład.

Hiroszima po atakach atomowych. Fot. Wikipedia

6 sierpnia, kwadrans przed trzecią nad ranem, Tibbets poderwał samolot z lotniska i skierował go ku Japonii. Trzy godziny później nad południowym Pacyfikiem nastał świt. Baime tak opisywał ostatnie chwile przed atakiem: „O 7:30 William Sterling Parsons, ekspert od ładunków wybuchowych, który pracował nad bombą w Los Alamos, zszedł do luku bombowego, po czym uzbroił „Little Boya”, wyciągając zielone złącze i zastępując je czerwonym. Pogoda była dobra, więc Tibbets zdecydował się uderzyć w pierwszy cel. „To Hiroszima” – zapowiedział przez interkom (…). Członkowie załogi dopięli ciężkie kombinezony lotnicze, a Tibbets przypomniał, by w momencie eksplozji włożyli specjalne przyciemniane gogle”. Kilka minut po ósmej bombardier z załogi B-29 wykrzyknął „Widzę ją!”. Dziesięć tysięcy metrów pod nimi w blasku porannego słońca lśniły zabudowania miasta. Drugi pilot, kpt. Robert Lewis, zapisał w dzienniku pokładowym: „Cel idealnie otwarty”. Chwilę później bombardier wypuścił bombę z luku, a Lewis zanotował: „Przez następną minutę nikt z nas nie wiedział czego się spodziewać”. I wtedy świat zadrżał w posadach. Przywołany przez Baime'a Tibbets wspominał: „Wyłączyłem autopilota i przejąłem kontrolę nad Enolą Gay. W jednej chwili zerwałem też z oczu przeciwodblaskowe gogle. Nie mogłem przez nie patrzeć, byłem ślepy. Rzuciłem je na podłogę, a jasne światło zalało całą kabinę. Samolotem wstrząsnęła fala uderzeniowa”. Potem w kabinie nastała ciemność, zaś drugi pilot w targanej kolejnymi wstrząsami maszynie zapisał tylko: „Mój Boże, co myśmy zrobili?”. Wyzna też, że miał wrażenie, iż bierze udział w czymś, o czym dotąd ludzkość nie śmiała nawet pomyśleć. Tibbets: „Zawróciliśmy nad Hiroszimę. Miasto skryło się za potworną chmurą, która powoli przybierała kształt nieprawdopodobnie wysokiego grzyba. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Potem wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. Pamiętam, jak Lewis stukał mnie w ramię w kółko powtarzając: „Patrz na to! Patrz na to! Patrz na to!”.

Tymczasem kilka tysięcy metrów niżej rozgrywały się dantejskie sceny. W swojej książce Baime przytacza świadectwa ocalałych, między innymi 13-letniego wówczas Tomiko Morimoto: „Naraz wszystko wokół zaczęło się walić. Fragmenty budynków fruwały wokół mnie, a potem spadło coś, co przypominało deszcz. Czarny deszcz. Przemknęło mi przez myśl, że to olej, i że Amerykanie postanowili nas wszystkich spalić. Wszyscy zaczęliśmy biec. A ogień kroczył za nami”.

Nagasaki po atakach atomowych. Fot. Wikipedia

Na wieść o wybuchu prezydent Truman stwierdził, że to największe wydarzenie w historii. Potem w przemówieniu radiowym do Amerykanów stwierdził: „Opanowaliśmy najbardziej elementarną moc wszechświata (…). Jesteśmy w stanie kompletnie zniszczyć japońską machinę wojenną. Jeśli teraz nie zaakceptują naszych warunków, mogą się spodziewać niszczycielskiego stalowego deszczu. Ciosów jakich nie doświadczył jeszcze nikt na ziemi”. Ale Japonia cały czas poddać się nie chciała. – Część generałów przekonywała cesarza, że Amerykanie kolejnej bomby nie mają – podkreśla Behrendt. Truman postanowił więc uderzyć raz jeszcze. 9 sierpnia bomba zwana „Fat Man” starła z powierzchni ziemi Nagasaki. Pierwotnie celem miało się stać miasto Kokura, na przeszkodzie Amerykanom stanęła jednak pogoda. Wkrótce US Army zaczęła przygotowywać uderzenie numer trzy. Było planowane na 11 sierpnia. Ostatecznie jednak Japonia postanowiła się ukorzyć. Przeważył autorytet cesarza Hirohito, który osadził grupkę dowódców ciągle jeszcze wątpiących w sens takiego rozwiązania. Doszło do zawieszenia broni, zaś 2 września Japończycy podpisali bezwarunkową kapitulację. Kraj dostał się pod amerykańską okupację, został zdemilitaryzowany, zaś zbrodniarze wojenni stanęli przed sądem. Cesarz zachował władzę, przestał być jednak traktowany jak istota boska.

– W Japończykach do dziś tkwi głęboka zadra wywołana nuklearnymi atakami. A mimo to kraj jest jednym z najważniejszych i najwierniejszych sojuszników USA w regionie – przypomina Behrendt. – Zdecydował o tym pragmatyzm wynikający ze strachu przed komunizmem. Pod koniec lat czterdziestych czerwona rewolucja zwyciężyła w Chinach. Niebawem wybuchła wojna w Korei, której efektem stało się powstanie państwa Kimów. Duże wpływy zyskała też japońska partia komunistyczna, której przedstawiciele aż do lat dziewięćdziesiątych zasiadali w parlamencie. Przejęcie przez nią władzy w Tokio w pewnym momencie było realnym zagrożeniem – dodaje. Ale zbliżenie z USA wcale nie było łatwe do zaakceptowania przez społeczeństwo. – Traktat o sojuszu parlament ratyfikował pod osłoną nocy i pod nieobecność przeciwników takiego rozwiązania. Sytuacja w kraju była bardzo napięta. Tak naprawdę unormowała się dopiero, gdy zaczęło dorastać nowe pokolenie, urodzone już po Hiroszimie i Nagasaki. Niemniej pamięć o tragedii z sierpnia 1945 roku ciągle jest w Japonii żywa – podsumowuje.

Podczas pisania korzystałem z książki A.J. Baime'a, The Accidental President: Harry S. Truman and the Four Months that Changed the World, Houghton Mifflin Harcourt 2017 oraz reportażu Johna Herseya pt. „Hiroshima” z 1946 roku, dostępnego na stronie newyorker.com.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
 
„Siły specjalne” dały mi siłę!
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Zyskać przewagę w powietrzu
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Mniej obcy w obcym kraju
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Olympus in Paris
Jesień przeciwlotników
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Pożegnanie z Żaganiem
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Operacja „Feniks”. Żołnierze wzmocnili most w Młynowcu zniszczony w trakcie powodzi
Terytorialsi zobaczą więcej
Transformacja wymogiem XXI wieku
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Polskie „JAG” już działa
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Homar, czyli przełom
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Setki cystern dla armii
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Użyteczno-bojowy sprawdzian lubelskich i szwedzkich terytorialsów
Determinacja i wola walki to podstawa
Czworonożny żandarm w Paryżu
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Olimp w Paryżu
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Wybiła godzina zemsty
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
„Szczury Tobruku” atakują
Karta dla rodzin wojskowych
Aplikuj na kurs oficerski
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Ostre słowa, mocne ciosy
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Co słychać pod wodą?
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Medycyna „pancerna”
Bój o cyberbezpieczeństwo
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Zmiana warty w PKW Liban
Ogień Czarnej Pantery
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Wojsko otrzymało sprzęt do budowy Tarczy Wschód

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO