Na Zatoce Gdańskiej zderzyły się dwa duże okręty podwodne. Ucierpieć mogło nawet 200 marynarzy. Trzeba ich ewakuować, a potem udzielić pomocy. Koordynatorem akcji został polski oficer kmdr por. Leszek Dziadek. Dziś rano w Gdyni rozpoczęła się ostatnia faza międzynarodowych ćwiczeń „Dynamic Monarch 2014”.
Załogi okrętów uczestniczące w „Dynamic Monarch 2014” musiały już odnaleźć okręt ORP „Sęp”, który zaginął na Zatoce Gdańskiej. Potem przez tydzień marynarze i nurkowie trenowali procedury związane z ewakuacją poszkodowanych załóg. W tej części ćwiczenia wykorzystywany był między innymi natowski system ratowniczy NSRS, którego głównym elementem jest niewielki pojazd podwodny. Podłącza się on do spoczywającego na dnie okrętu podwodnego za pomocą specjalnej śluzy. Dzięki temu marynarze mogą zostać ewakuowani na powierzchnię „suchą stopą”.
– Ostatnia część ćwiczenia, tak zwana masowa ewakuacja łączy obydwa te elementy – tłumaczy kpt. mar. Piotr Wojtas z biura prasowego „Dynamic Monarch 2014”. Scenariusz zakłada, że na Zatoce Gdańskiej zderzyły się dwa duże okręty podwodne. Na ich pokładach znajdowało się łącznie około 200 marynarzy. Jednostki trzeba odnaleźć, a poszkodowanych wydostać na powierzchnię i udzielić im pomocy. – Koncentrujemy się na końcowej części całego przedsięwzięcia, czyli niesieniu pomocy – zaznacza kpt. mar. Wojtas. I dlatego ta część ćwiczenia z powodzeniem może się odbyć w gdyńskim Porcie Wojennym.
Dla Polski ostatnia odsłona ćwiczeń jest szczególnie ważna choćby ze względów prestiżowych. Koordynatorem przedsięwzięcia został bowiem polski oficer kmdr por. Leszek Dziadek z Inspektoratu Marynarki Wojennej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. – Moje zadanie polega na kierowaniu poczynaniami jednostek, które pojawiają się w rejonie, gdzie doszło do katastrofy – wyjaśnia kmdr por. Dziadek. – Kluczową kwestią jest tutaj przepływ informacji – dodaje.
W rolę poszkodowanych marynarzy wcielili się nurkowie z Izraela i Kanady. Muszą oni trafić na pokład okrętów ratowniczych, a stamtąd do szpitala. – Dokładna liczba rannych nawet dla mnie do ostatniej chwili pozostaje tajemnicą. Chodzi o to, by warunki, w których działamy zbliżyć do realnych – podkreśla kmdr por. Dziadek. Ale pomóc trzeba nie tylko tym, którzy w zderzeniu okrętów odnieśli rany. – Część marynarzy na pewno będzie musiała trafić do komór dekompresyjnych – zapowiada kmdr por. Dziadek. Znajdują się one zarówno na okrętach, jak i na terenie portu.
„Dynamic Monarch” to jedne z największych na świecie ćwiczeń w ratowaniu załóg okrętów podwodnych. Co trzy lata są organizowane pod auspicjami NATO, jednak biorą w nich udział również państwa spoza Sojuszu. Impulsem do rozpoczęcia tego rodzaju współpracy stała się katastrofa rosyjskiego okrętu podwodnego „Kursk”. Doszło do niej w 2000 roku na Morzu Barentsa, a zginęło wówczas 118 marynarzy.
W tym roku gospodarzem ćwiczeń jest Polska. Na liście uczestników znalazło się 14 różnego rodzaju okrętów, samoloty, śmigłowce, grupy nurków i grupy medyczne z kilkunastu państw świata. „Dynamic Monarch 2014” przyciągnęło też obserwatorów z takich państw, jak Korea Południowa, RPA czy Brazylia. Ćwiczenia potrwają do końca tygodnia.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze