Był skrupulatny, systematyczny, zorganizowany. Te cechy pomagały mu w pracy pilota i instruktora. Przełożeni kpt. Artura Ziętka wspominają, że był ambitny i konsekwentny. Jego marzeniem było zostać dowódcą rządowego Jaka-40. Podczas tragicznego lotu do Smoleńska był nawigatorem.
– Artur urodził się 12 października 1978 roku, czyli w dniu, w którym kiedyś obchodzony był Dzień Wojska Polskiego. Pamiętam, jak lekarze powiedzieli mi, że „urodził nam się drugi Hermaszewski” – wspominała mama oficera Jadwiga Ziętek.
Jako dziecko uwielbiał składać modele samolotów, czołgów i innych wojskowych pojazdów. Był wybitnie uzdolniony, zwłaszcza matematycznie. Świetnie radził sobie z chemią. Nauczyciele i pracownicy poradni pedagogiczno-zawodowej, w której badano predyspozycje, wróżyli mu karierę naukową, on uparcie powtarzał, że będzie pilotem.
Zaczął naukę w liceum lotniczym. – Po szczegółowych badaniach zdrowotnych do pierwszej klasy liceum dostało się wraz z synem zaledwie 32 innych chłopców. Po pierwszym roku zostało ich już tylko 17 – wspominali rodzice pilota. Z tej liczby na studia do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie dostało się pięć osób, zaś po próbnych lotach – zaledwie dwóch. Jednym z nich był właśnie Artur.
Po ukończeniu studiów w Szkole Orląt rozpoczął służbę w 2 Ośrodku Szkolenia Lotniczego w Radomiu. – Zapamiętałem go jako bardzo dobrego pilota i instruktora. Był odporny na stres, opanowany, spokojny. Nawet jak po raz kolejny musiał coś tłumaczyć pilotom podchorążym, zawsze robił to z uśmiechem – wspominał ppłk Sławomir Karpeta.
W 2007 roku Artur przeniósł się do 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, gdzie został starszym pilotem – pełnił funkcję nawigatora. W powietrzu spędził w sumie 1069 godzin.
Ppłk pil. Grzegorz Kułakowski mówił, że Artur wiedział, czego chce, i konsekwentnie do tego dążył. – Był drugim pilotem latającym w składzie załogi samolotu Jak-40, a od 2009 roku wykonywał loty w charakterze nawigatora na Tu-154. Wyznaczył sobie ścieżkę rozwoju i szedł nią konsekwentnie – chciał zostać dowódcą załogi na Jaku-40.
Wśród współpracowników miał opinię osoby doskonale znającej przepisy. Koledzy wiedzieli, że można się było do niego zwrócić z każdym pytaniem. A jak nie znał odpowiedzi, podpowiadał gdzie jej szukać. Był skrupulatny, systematyczny, zorganizowany. – Jego dokumentacja, a do tego schludny charakter pisma stanowiły wzór i na wielu robiły niemałe wrażenie. Zapamiętałem go jak siedzi na parapecie, pali papierosa i uśmiecha się. Zawsze się uśmiechał – wspominał por. pil. Bogdan Sucharski.
Artur był znany z poczucia humoru. – Ilekroć pokazywałem mu jakieś kupione przeze mnie rzeczy, czy to był zegarek, czy buty, zawsze pytał mnie „Czy nie było męskich rozmiarów i modeli?”– wspominał szwagier Łukasz Łepecki.
Po śmierci Artura jego ojcu często przypominały się słowa składanej przez syna przysięgi wojskowej: „służyć ojczyźnie, a nawet oddać za nią życie”. – I Artek tę przysięgę wypełnił do końca. Na jego nagrobku znajdują się słowa Jana Pawła II: „Miłość, która jest gotowa nawet oddać życie, nie ginie” – mówił Mieczysław Ziętek.
Kpt. Artur Ziętek został pochowany z honorami wojskowymi na cmentarzu komunalnym na Firleju w Radomiu. Osierocił żonę i dwie córki: 5-letnią Patrycję i 2-letnią Martę. Pośmiertnie został awansowany na stopień kapitana.
komentarze