Trzynastu żołnierzy z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej uczciło pamięć swoich kolegów, którzy zginęli podczas misji w Afganistanie. Wczoraj punktualnie o 17 weszli na Rysy, zapalili tam znicz i zostawili proporzec jednostki.
Żołnierze wyjechali w Tatry już w niedzielę. Wczoraj rano rozpoczęli podejście na najwyższy polski szczyt. – Zależało nam, by dotrzeć tam właśnie 17 sierpnia, punktualnie o godzinie 17 – tłumaczy ppor. Michał Stefański, dowódca jednego z plutonów 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Owe „siedemnastki” nawiązują rzecz jasna do nazwy formacji. Projekt udało się zrealizować. Po wejściu na Rysy żołnierze zapalili znicz i uczcili poległych kolegów minutą ciszy. Na szczycie zostawili też proporzec jednostki. Łącznie wyprawa zajęła im dziesięć godzin.
– To pierwszy taki projekt. Stanowił on element przygotowań do międzynarodowych zawodów użyteczno-bojowych, które wkrótce rozpoczną się na Litwie. Chcieliśmy też przypomnieć o czterech chłopakach, którzy służyli w Afganistanie podczas dziewiątej zmiany i nie wrócili z misji. Część z nas nie zdążyła ich poznać. Nie ma to jednak większego znaczenia. Czujemy się z nimi związani ze względu na mundur i miejsce służby – wyjaśnia ppor. Stefański.
Podczas IX zmiany PKW Afganistan zginęło czterech żołnierzy. Trzech służyło w 17 Wielkopolskiej Brygadzie, czwarty w 1 Brzeskiej Brygadzie Saperów. Pierwszy śmierć poniósł st. kpr. Jarosław Maćkowiak. 2 czerwca 2011 roku w prowincji Ghazni brał udział w patrolu, który został ostrzelany przez rebeliantów. Jeszcze w Afganistanie, podczas pożegnania trumny z jego ciałem, dowódca zmiany gen. bryg. Sławomir Wojciechowski mówił: „Jarek zawsze był pierwszy. Pierwszy wszedł tam, gdzie spotkało go przeznaczenie. Jest też pierwszym, którego 17 Brygada straciła na misji. Skoro nie można się wycofać, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by iść naprzód. Myślę, że Jarek chciałby, abyśmy dokończyli to, co razem rozpoczęliśmy 20 kwietnia”. St. kpr. Maćkowiak miał 27 lat. Pośmiertnie został awansowany do stopnia młodszego chorążego.
28 lipca 2011 roku w eksplozji miny pułapki zginął st. szer. Paweł Poświat. Ładunek eksplodował pod prowadzonym przez niego pojazdem opancerzonym Rosomak. Do zdarzenia doszło w prowincji Ghazni. Podczas pogrzebu żołnierza gen. dyw. Zbigniew Galec, ówczesny zastępca dowódcy operacyjnego, podkreślił, że służbę w armii st. szer. Poświat traktował jako wyróżnienie i spełnienie patriotycznego obowiązku. Zapłacił za to najwyższą cenę. Poległy żołnierz miał 29 lat. Pośmiertnie został awansowany do stopnia sierżanta.
18 sierpnia 2011 roku podczas ataku na polski patrol w Ghazni śmierć poniósł saper z Brzegu, st. szer. Szymon Sitarczuk. Był on wyróżniającym się żołnierzem dziewiątej zmiany. Za odnalezienie należącego do rebeliantów składu amunicji w dystrykcie Zanakhan, otrzymał honorowy tytuł „Hero of the Battle”. Po jednym ze starć z talibami, mimo doznanych obrażeń, zdecydował się przeszukać okoliczny teren. Odkrył minę pułapkę przygotowaną przeciw wojskom koalicji. St. szer. Sitarczuk miał 28 lat. On również został awansowany do stopnia sierżanta.
Jako ostatni podczas dziewiątej zmiany zginął żołnierz 17 Brygady st. szer. Rafał Nowakowski. Stało się to 4 października 2011 roku, kiedy pod pojazdem MRAP eksplodowała mina pułapka. W czasie jego pogrzebu płk Tomasz Domański, wówczas zastępca dowódcy wielkopolskiej brygady, podkreślił: „Rafale, kolego, żołnierzu. Twoi dowódcy i żołnierze, którzy żegnali Cię po raz ostatni w Afganistanie, wiele mówili o tym, jakim byłeś człowiekiem. Rafale, zawsze można było na Tobie polegać”. St. szer. Nowakowski miał 30 lat. Został awansowany do stopnia sierżanta.
Żołnierze 17 Brygady to kolejni wojskowi, którzy w ostatnich dniach stają na Rysach. Na początku sierpnia weszli tam żołnierze polskich jednostek specjalnych oraz ich amerykański kolega, były operator Navy SEAL’s. Zdobycie szczytu było zwieńczeniem ultratriatlonu, w którym wzięli udział. Żołnierze najpierw przepłynęli 18,5 kilometra z Helu do Gdyni, następnie przejechali na rowerach 700 kilometrów z Gdyni do Zakopanego, wreszcie przebiegli dziewięć kilometrów ze stolicy polskich Tatr do Morskiego Oka.
W ten sposób chcieli uczcić gen. dyw. Włodzimierza Potasińskiego, dowódcę wojsk specjalnych, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Organizatorzy przedsięwzięcia zapowiadają, że za pięć lat zostanie ono powtórzone, a do udziału zaproszą przedstawiciela jednostki specjalnej z kolejnego państwa NATO.
autor zdjęć: ppor. Dorota Kusiak
komentarze