Nie z okrętu w kierunku lądu, lecz z transportera w stronę morza – takie nietypowe ćwiczenia z wystrzeliwania ładunków wydłużonych odbyły się wczoraj na poligonie w Ustce. Przeprowadzili je saperzy z dwóch batalionów należących do marynarki wojennej. Tego typu sprawdziany są organizowane raz na kilka lat.
Ładunek wydłużony przypomina węża, którego długość może sięgać nawet stu metrów. Zawiera pół tony materiału wybuchowego. Używają go saperzy różnych rodzajów wojsk po to, by utorować swoim oddziałom drogę przez pole minowe. Szczególnie duże znaczenie ma to w marynarce wojennej. Zwykle wystrzeliwuje się ten ładunek z wyrzutni zamontowanej na okręcie, na przykład jednostce transportowo-minowej. – Ładunek leci w stronę lądu, wpada do wody, po czym wolno opada na dno. Kiedy na nim osiądzie, wybucha i niszczy miny. W ten sposób umożliwia desant – wyjaśnia kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Ćwiczenia w Ustce miały jednak zupełnie inny przebieg.
Wyrzutnie pocisków zostały zamontowane na dwóch transporterach pływających PTS-M, które stanęły na brzegu morza. – Na wykonanie strzelania saperzy mieli cztery godziny. W tym czasie specjaliści prowadzili monitoring strefy powietrznej oraz morza. Chodziło o to, by w rejonie nie znalazł się na przykład żaden kuter, jacht czy nisko lecący samolot – tłumaczy kmdr ppor. Kwiatkowski. Najpierw został odpalony ładunek ćwiczebny. Potem rozpoczęło się już właściwe strzelanie. Na poligonie ćwiczyli zarówno żołnierze z 8, jak i z 43 Batalionu Saperów. Każdy z nich wystrzelił po dwa ładunki. – Zwykle do odpalenia ładunku wystarczy obsługa transportera, w której skład wchodzi dwóch żołnierzy – wyjaśnia kmdr por. Wojciech Chrzanowski, dowódca 8 Batalionu Saperów, który podlega świnoujskiej flotylli. W tym jednak wypadku w PTS-M znalazło się więcej osób. Chodziło o to, by i one poznały procedury, które towarzyszą temu przedsięwzięciu.
– Ćwiczenia poszły po naszej myśli. Przede wszystkim dopisała nam pogoda. Co prawda stan morza nie miał tutaj większego znaczenia, ponieważ transportery stały na lądzie, ale przy dużym wietrze zadania nie moglibyśmy wykonać – przyznaje kmdr Jarosław Kukliński, szef szkolenia 8 Flotylli. Dodaje także, że strzelania w takim wariancie wykonuje się stosunkowo rzadko. – Organizujemy je raz na kilka lat – informuje. Znacznie częściej ładunki wydłużone są odpalane z jednostek pływających. – Takie zadanie nasi marynarze wykonali choćby podczas ostatnich ćwiczeń okrętowej grupy zadaniowej, które trwały przez cały ubiegły tydzień. Wówczas to ładunek został wystrzelony z pokładu kutra transportowego w okolicach Dziwnowa – przypomina kmdr Kukliński.
Wczorajsze strzelania w Ustce zakończyły dwudniowy kurs szkoleniowo-metodyczny. – Przypomnieliśmy naszym oficerom, zarówno tym z dłuższym stażem, jak i tym, którzy niedawno do nas przyszli, zasady obchodzenia się z tego typu ładunkami – wyjaśnia kmdr por. Chrzanowski. Saperzy nie konstruują ich samodzielnie. – Trafiają do nas gotowe w specjalnych skrzyniach. Ale przed wystrzeleniem trzeba do nich na przykład zamontować silnik rakietowy, który wynosi ładunek w powietrze – tłumaczy kmdr por. Chrzanowski.
autor zdjęć: Marcin Purman
komentarze