Pierwszy dyżur w życiu i od razu pierwsza akcja ratownicza – takiego początku służby z załogą śmigłowca „Anakonda” bsmt. Rafał Cylka nie spodziewał się. Wczoraj wspólnie z kolegami wyruszył na pomoc pracownikowi platformy wiertniczej. Dzięki sprawnej akcji chory szybko trafił na ląd pod opiekę lekarzy.
Wszystko zaczęło się o 9:15 rano. Załoga dyżurująca na lotnisku w Darłowie otrzymała sygnał, że pracownik jednej z platform wydobywczych na Bałtyku co chwilę traci przytomność, a lekarz stwierdził u niego zaburzenia pracy serca. Trzynaście minut później śmigłowiec „Anakonda” był już w powietrzu. Sto kilometrów, które dzieliły platformę od darłowskiej bazy pokonał w niespełna pięćdziesiąt minut. – Pogodę mieliśmy dobrą, więc lot przebiegał bez zakłóceń – wyjaśnia kpt. pil. Arkadiusz Kaczmarek, dowódca załogi. Chwilę później śmigłowiec siadał na lądowisku. – Fakt, że podczas akcji na platformach nie musimy stawać w zawisie stanowi pewne ułatwienie. Mimo to lądowanie nie jest tam proste – przyznaje kpt. pil. Kaczmarek. – Samo lądowisko to niewielki kwadrat wystający poza konstrukcję platformy, w dodatku wokół znajduje się sporo związanych z nią urządzeń, choćby dźwig czy anteny – dodaje.
Kiedy śmigłowiec był na miejscu, pracownik platformy odzyskał przytomność. Ostatecznie jednak trafił na pokład „Anakondy”. – Podczas lotu do Gdyni przez cały czas kontrolowałem, w jakim jest stanie. Na szczęście obeszło się bez komplikacji – podkreśla bsmt. Rafał Cylka, ratownik pokładowy. Krótko przed jedenastą maszyna wylądowała na lotnisku w Gdyni Babich-Dołach, gdzie na poszkodowanego czekała już karetka pogotowia.
Dla bsmt. Cylki wczorajsza akcja była wyjątkowa. Wezwanie przyszło bowiem podczas jego pierwszego dyżuru. – Do tego dnia przygotowywałem się przez blisko dwa lata – zaznacza. Po zdobyciu odpowiedniego wykształcenia, musiał jeszcze zyskać kwalifikacje uprawniające go do udziału w akcjach ratowniczych nad lądem. Najpierw zdobył prawo do akcji prowadzonych w dzień, potem także w nocy, a ostatecznie do dziennych i nocnych akcji na morzu. Przez długie miesiące uczył się między innymi podejmując na pokład manekiny, czy tak zwanych pozorantów. Wczoraj musiał ratować człowieka. – Oczywiście stres był spory, na szczęście trafiłem na kolegów z dużym doświadczeniem – podkreśla i dodaje: – Cieszę się, że akcja przebiegła po naszej myśli.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej to jedyna w kraju formacja lotnicza, która przez całą dobę jest gotowa nieść pomoc z powietrza w polskiej strefie odpowiedzialności na Bałtyku. – Chodzi o obszar 30 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni morza – informuje kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik gdyńskiej brygady. W systemie ratowniczym dyżury na lotnisku w Darłowie pełnią na przemian załogi śmigłowców Mi-14PŁ/R oraz W-3RM „Anakonda”. Wspiera je samolot patrolowy Bryza, który dyżuruje w bazie w Siemirowicach nieopodal Lęborka. – Od początku lat 90. lotnicy marynarki wojennej wzięli udział w 588 akcjach ratowniczych, udzielając pomocy 311 osobom – dodaje kmdr ppor. Cichy.
We wczorajszej akcji wzięli udział: kpt. pil. Arkadiusz Kaczmarek (dowódca załogi), kpt. pil. Artur Kasprzak (drugi pilot), bsmt. Rafał Cylka (ratownik), st. chor. sztab. Grzegorz Malski (technik pokładowy).
autor zdjęć: kmdr ppor. Czesław Cichy
komentarze