Nie były łatwe w użyciu, ani specjalnie skuteczne, bo pękały po kilku wystrzałach. Ale powstańcom i buntownikom drewniane armatki zastępowały prawdziwą artylerię. W Polsce najbardziej znane były z powstania styczniowego. O dziejach drewnianej artylerii przeczytacie w najnowszym numerze miesięcznika „Polska Zbrojna”.
Marcin Kuśmierski. Obóz żołnierski z czasów powstania listopadowego.
Drewniane armaty były bronią powstańców i buntowników. Z łatwo dostępnego i niedrogiego materiału, przy odrobinie pomysłowości próbowano w warunkach polowych stworzyć własną artylerię. Armaty powstawały z drewna bukowego i dębowego. Była to swoista broń zastępcza z mnóstwem wad, a najważniejszą była jej nietrwałość.
O tym, dlaczego sięgano po drewnianą artylerię pisał we wspomnieniach Michał Lisiecki, który po wybuchu powstania listopadowego stworzył oddział kawalerii niedaleko Rakiszek. Brakowało też artylerii, ale odlewanie armatek z metalu kończyło się za każdym razem niepowodzeniem, ponieważ „kruszec zastygał w połowie odlewania”. „Rzuciłem się do innego przemysłu, do robienia dział drewnianych (…) W kilka dni z największą wszystkich radością ujrzeliśmy sześć armat dębowych, ujętych grubemi żelaznemi obręczami, które, położone na gotowe już lawety, miały pozór armat wojennych pozycyjnych największego kalibru”.
Nietypowe działa jeszcze bardziej znane były na Bałkanach. Jako symbol desperackiej walki o wolność drewniana artyleria weszła do mitologii narodowej Serbów, Bułgarów, Macedończyków i Rumunów.
Więcej o „Artylerii wystruganej z drewna” w najnowszym numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: polona.pl
komentarze