Nacierały czołgi Abrams, transportery Rosomak i wozy Bradley. Wsparcie ogniowe zapewniały najnowsze armatohaubice Krab i moździerze Rak. W ćwiczeniach 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej wzięło udział 3 tys. żołnierzy, wśród nich pododdziały amerykańskie. W środę manewry pod kryptonimem „Borsuk ‘17” obserwował minister Antoni Macierewicz.
W 10-dniowych ćwiczeniach główną rolę odegrała 17 Wielkopolska Brygada Zmechanizowana. Żołnierze z Międzyrzecza przez pierwsze dwa dni trenowali na poligonie w Wędrzynie taktyczne działania obronno-opóźniające. 23 listopada dostali rozkaz, żeby przemieścić się 170 km – na poligon w okolicach Żagania i Świętoszowa.
Dzisiaj w Świętoszowie ćwiczących odwiedził minister Antoni Macierewicz. Żołnierze zaprezentowali możliwości pododdziałów artyleryjskich. Polskich wojskowych, którzy otworzyli ogień z armatohaubic Krab, wyrzutni rakietowych Langusta oraz samobieżnych moździerzy Rak, wspierali Amerykanie ze swoimi 120-milimetrowymi moździerzami. – „Borsuk ’17” odgrywa istotną rolę, ponieważ jest tu ćwiczony kontratak, który byłby podejmowany w sytuacji zagrożenia i zajęcia części naszego terytorium – mówił minister.
29 listopada przypada rocznica wybuchu powstania listopadowego i tradycyjnie obchodzony jest Dzień Podchorążego. Z tej okazji minister spotkał się także z grupą studentów z Akademii Wojsk Lądowych. 24 słuchaczy III roku wrocławskiej uczelni, przyszłych dowódców Wojska Polskiego, brało udział w ćwiczeniach „Borsuk”. Szef resortu obrony podkreślił, jak ważna w procesie kształcenia jest możliwość szkolenia się na poligonie ramię w ramię z bardziej doświadczonymi kolegami. – Bardzo dobrze, że braliście udział w tak ważnych ćwiczeniach. Od waszego wyszkolenia i wykształcenia będzie zależała przyszłość Wojska Polskiego – powiedział Antoni Macierewicz.
Przerzut wojska i sprzętu
Choć manewry „Borsuk” odbywają się co roku, po raz pierwszy wojsko musiało przerzucić na tak znaczną odległość w dużej liczbie ludzi i sprzęt. Operacja była trudna. Po drogach publicznych, w wyznaczonym czasie, trzeba było przetransportować prawie 1500 żołnierzy i 500 jednostek różnego rodzaju sprzętu, m.in. KTO Rosomak, armatohaubice Dana oraz dziesiątki pojazdów logistycznych, zabezpieczenia technicznego i medycznego. W drogę z brygadą wyruszyły także najnowocześniejsze moździerze Rak oraz wchodzące w skład modułu ogniowego artyleryjskie wozy dowodzenia.
Dowódca 17 Brygady płk Piotr Malinowski przyznał, że przedsięwzięcie było niełatwe. – Przemieszczając się, żołnierze musieli przestrzegać zasad taktycznych, a jednocześnie nie mogli ani na chwilę zapominać o tym, że obowiązuje ich prawo o ruchu drogowym – mówi pułkownik.
Film: Bogusław Politowski/ portal polska-zbrojna.pl
W trakcie operacji nawet na chwilę nie mogły przerwać pracy systemy dowodzenia pododdziałami brygady, trzeba też było utrzymać kontakt z dowództwem dywizji. – Na trasie z Wędrzyna w okolice Świętoszowa dowódca brygady cały czas miał łączność z pododdziałami poruszającymi się po drogach – zapewnia st. chor. sztab. Maciej Nisiewicz, kierujący ruchomym punktem dowodzenia.
Współpraca z lokalną społecznością
Na miejscu 17 Brygada została wzmocniona dodatkowymi siłami – do jej składu włączono m.in. sztab batalionu i kompanię zmechanizowaną z 2 Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej USA, która stacjonuje w Polsce.
Scenariusz ćwiczeń zakładał, że na początek żołnierze nawiążą współpracę z miejscowymi władzami i służbami mundurowymi. Chodziło o to, aby w razie wybuchu konfliktu zbrojnego przygotować się do reakcji na ewentualne problemy na linii wojsko–lokalna społeczność. 24 listopada w Starostwie Powiatowym w Bolesławcu odbyło się więc spotkanie płk. Piotra Malinowskiego i oficerów CIMIC (komórki współpracy cywilno-wojskowej) z członkami Powiatowego Zespołu Reagowania Kryzysowego. W jego skład wchodzą także przedstawiciele powiatowej komendy policji, straży pożarnej i wojskowej komendy uzupełnień. Tam opracowano zasady działania na wypadek, np. aktów dywersji, demonstracji czy rozruchów społecznych.
Kierowanie ogniem przez dwa dni
Wreszcie przyszedł rozkaz zajęcia wyznaczonego rejonu obrony. Scenariusz działań przewidywał zatrzymanie nacierającego przeciwnika oraz znaczne osłabienie jego sił. Żołnierze musieli liczyć się m.in. ze skażeniem terenu, atakami z powietrza czy przeszkodą wodną, dlatego brygadę wsparły pododdziały m.in. 1 Pułku Saperów z Brzegu, 5 Pułku Chemicznego z Tarnowskich Gór, 2 i 9 Pułku Rozpoznawczego, 2 Ośrodka Radioelektronicznego, 25 Brygady Kawalerii Powietrznej i 10 Bazy Logistycznej. Wsparcie z powietrza z użyciem śmigłowców i samolotów zapewnili lotnicy z 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych oraz 1 i 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego. Zadania na rzecz dywizji wykonywali także specjaliści z 12 Bazy Bezzałogowych Statków Powietrznych oraz Centralnej Grupy Działań Psychologicznych.
Trening kierowania ogniem brygady trwał dwa dni. Pododdziały 17 WZB broniły się, po czym przeszły do kontrnatarcia. Podczas operacji wspierali je nawałą ogniową z wyrzutni Langusta żołnierze z 23 Śląskiego Pułku Artylerii. Pierwszy raz w ćwiczeniach tego szczebla wykorzystano najnowocześniejsze moździerze M120 Rak. Ogień otworzyły także najnowsze 155-milimetrowe armatohaubice Krab, którymi dysponuje 11 Mazurski Pułku Artylerii.
W sumie w manewry „Brosuk ‘17” zaangażowanych było około 3 tys. żołnierzy i ponad 600 różnych pojazdów, m.in. 50 kołowych transporterów opancerzonych Rosomak różnych wersji, 14 czołgów Leopard 2A5, 8 Bojowych Wozów Piechoty, 10 armatohaubic Dana oraz 8 wyrzutni rakiet Langusta. Żołnierze z USA korzystali z 4 czołgów Abrams oraz 8 transporterów Bradley. – Trwający dziesięć dni sprawdzian 17 Brygady oraz innych podległych mi jednostek udowodnił, że żołnierze są bardzo dobrze wyszkoleni i potrafią sprawnie współdziałać w ekstremalnych sytuacjach bojowych – podsumowuje gen. bryg. Stanisław Czosnek, dowódca Czarnej Dywizji.
autor zdjęć: st. chor. Rafał Mniedło
komentarze