Kpr. Paweł Gregorczyk z dumą nosi dwa mundury – wojskowy i strażacki. Z przeciwlotniczego zestawu artyleryjsko-rakietowego trafia w cel równie sprawnie jak ze strażackiej prądownicy wodnej. Żartuje, że jedyny problem jest w tym, że prowadząc zajęcia z młodymi strażakami musi uważać, by zamiast o procedurach i przepisach pożarniczych nie mówić o tych, które obowiązują w armii.
Cel miał zawsze jeden: pomagać ludziom. – Babcia mieszkała blisko remizy strażackiej. Gdy słyszałem alarm, z zazdrością obserwowałem, jak członkowie ochotniczej straży pożarnej biegną, zakładają mundury i przy dźwiękach syren wyjeżdżają na akcje – wspomina.
Gdy miał 13 lat, w rodzinnym Chełmsku Śląskim, położonym w powiecie Kamienna Góra, wstąpił do młodzieżowej drużyny pożarniczej. Rozpoczął szkolenie. Gdy miał lat 18, ukończył podstawowy kurs strażaka ratownika OSP oraz kurs wychowawców kolonijnych. Te uprawnienia wystarczyły, aby mógł zostać opiekunem młodzieżowej drużyny pożarniczej istniejącej przy jego jednostce strażackiej. Tak zaczął pracę z młodzieżą. Obecnie jako zastępca naczelnika w swojej OSP nadal prowadzi edukację przeciwpożarową. Szkoli młodych ludzi, którzy w przyszłości chcą założyć mundur strażaka. W czasie urlopów, jako instruktor, wyjeżdża na obozy szkoleniowe organizowane przez władze wojewódzkie OSP. W swojej miejscowości szkoli też dorosłych, 25-osobowy oddział strażaków. Odpowiedzialny jest za gotowość bojową tutejszej jednostki. Notabene, za bardzo dobre wyszkolenie, mobilność i sprawdzenie się w wielu ważnych akcjach ratowniczych została ona włączona do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.
W wojskowym mundurze
W listopadzie 2008 roku rozpoczął zasadniczą służbę wojskową. Gdy ją kończył, próbował dostać się do Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej. Niestety, do spełnienia marzeń zabrakło mu dwóch punktów na egzaminie z chemii. Ponieważ uparł się, aby nosić mundur, pozostał w armii jako żołnierz kontraktowy, a później w służbie stałej. W 2010 roku wyjechał na VIII zmianę PKW do Afganistanu.
W tym samym roku przekonał się, jak wiele wspólnego mają obie służby i jak zbieżny jest ich cel. Podczas powodzi we Wrocławiu, gdy razem z innymi żołnierzami pracował przy umacnianiu wałów przeciwpowodziowych, obok pracowali strażacy ochotnicy z jego miejscowości.
W 2015 roku ukończył szkołę podoficerską. Z operatora zestawu rakietowego Grom przekwalifikował się na technika w obsłudze samobieżnego zestawu artyleryjsko-rakietowego ZSU-23-4 MP Biała. 29-letni kpr. Paweł Gregorczyk, żołnierz 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa jest nie tylko cenionym żołnierzem w swojej jednostce oraz zasłużonym strażakiem ochotnikiem, ale i społecznikiem.
– Znam go od około 12 lat. Poznałem, gdy był żołnierzem zasadniczej służby wojskowej. Jest bardzo dobrze wyszkolonym i doświadczonym żołnierzem – mówi o Gregorczyku st. chor. sztab. Sławomir Walczak, dowódca jego plutonu. Podoficer jest członkiem załogi, która naprowadza na cel automatyczne systemy przeciwlotnicze i otwiera ogień. – W obsłudze Białej gra pierwsze skrzypce. Od jego wzroku, doświadczenia, umiejętności manualnych i precyzji zależy, czy strzelanie zostanie wykonane – kontynuuje chorąży. Uzupełnia, że kapral brał udział w bardzo wielu trudnych ćwiczeniach prowadząc ogień w dzień i w nocy.
Z rozmów o kpr. Gregorczyku wynika, że nigdy nie zdarzyło się, aby działalność w ochotniczej straży pożarnej w jakiś sposób przeszkodziła mu w dobrym wypełnianiu obowiązków służbowych. Mówi się, że nawet jeśliby uczestniczył w gaszeniu pożaru do piątej rano to i tak o godzinie siódmej stawi się w jednostce gotowy do wykonania zadań.
Marzeniem Pawła jest, by zmienić wojskową specjalność. Chciałby zostać strażakiem Wojskowej Straży Pożarnej i służąc w armii robić to, co kocha najbardziej.
W strażackim mundurze
Jednostka OSP w Chełmsku Śląskim, w której przeciwlotnik pełni funkcję zastępcy naczelnika, każdego roku bierze udział w blisko stu akcjach ratowniczych. Są to najczęściej wyjazdy do pożarów oraz wypadków komunikacyjnych. Bywają jednak i nietypowe akcje pomocowe – gdy komuś zalewa dom, gdy szerszenie zbudują gniazdo zbyt blisko ludzi lub dojdzie do podtopień. Paweł Gregorczyk bierze udział w wielu z nich. W tym roku „na bojowo” wyjeżdżał już kilkanaście razy.
– Jeden z wypadków był bardzo poważny. Na skutek zderzenia aut poważnie ucierpiało pięć osób. Niestety, mimo udzielania pomocy, dwie z nich zmarły, a trzy śmigłowcami Lotniczego Pogotowia Ratowniczego odwiezione zostały do szpitali – wspomina żołnierz. Dodaje, że najgorzej jest, gdy poszkodowanymi w wypadku są znajomi któregoś z ratowników lub ktoś z ich rodziny. Taki strażak jest wówczas odsuwany od bezpośredniego działania przy poszkodowanym podczas akcji. – Ja musiałem odejść z miejsca zdarzenia i pozostać w wozie dwa razy. Raz, gdy po dojechaniu na miejsce okazało się, że ofiarą jest mój dobry kolega, który jadąc bez kasku motocyklem uderzył w drzewo. Drugi raz, gdy wypadek samochodowy miał mój przyjaciel i go nie przeżył. – Nie byłem w stanie uczestniczyć w wycinaniu go z wraku auta – podsumowuje ratownik.
Ponieważ miejscowość, gdzie mieszka położona jest w terenie górzystym, wspólnie z kilkoma kolegami strażakami założył sekcję ratownictwa wysokościowego. Od tego momentu, oprócz typowej służby, między akcjami trenują w specjalistycznej grupie techniki ewakuacji poszkodowanych z miejsc trudno dostępnych.
18 sierpnia kpr.Paweł Gregorczyk wstąpi w związek małżeński. Drogę z kościoła do sali weselnej przejadą wozem pożarniczym na sygnałach świetlnych i dźwiękowych. Panna młoda wie, że jej przyszłego męża, żołnierza i strażaka, często nie będzie w domu. Akceptuje to i szanuje. – To kochana dziewczyna. Kiedyś w nocy, gdy byliśmy razem rozległ się dźwięk syreny w remizie. Zawahałem się, co zrobić. Spojrzała wówczas na mnie i powiedziała, że jeżeli z jej powodu nie wyruszę na akcję to się pogniewa. Oczywiście ubrałem się szybko i pobiegłem – wspomina Paweł z uśmiechem.
autor zdjęć: arch. prywatne
komentarze