moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

NATO i kosowska łamigłówka

Ponad 38 tysięcy lotów bojowych w ciągu 78 dni. Efekt: zniszczone mosty, fabryki, budynki użyteczności publicznej, przede wszystkim jednak wymuszenie na rządzie Jugosławii zaprzestania czystek etnicznych w Kosowie.  24 marca 1999 roku Sojusz Północnoatlantycki rozpoczął operację „Allied Force” wymierzoną w reżim Slobodana Miloseviča.


F-15C w trakcie operacji „Allied Force”. Widoczne pociski AIM-7 Sparrow i AIM-9 Sidewinder.

Dochodziła siódma rano 24 marca 1999 roku, kiedy z wyrzutni znajdującego się na Adriatyku amerykańskiego okrętu podwodnego USS „Albuquerque” został wystrzelony pocisk Tomahawk. Celem były znajdujące się na terenie Jugosławii instalacje obrony przeciwlotniczej. Niemal w tym samym czasie dwie inne jednostki – amerykańska i brytyjska – odpaliły kolejne pociski. Równocześnie nastąpił atak z powietrza. W sumie w pierwszym uderzeniu wzięło udział kilkadziesiąt natowskich samolotów. Tak rozpoczęła się sojusznicza operacja „Allied Force”. – Zarówno przywódcy NATO, jak i rządzący Jugosławią Slobodan Milosevič zakładali, że ta operacja będzie krótkotrwała i niezbyt intensywna. Obydwie strony były w błędzie – podkreśla dr Konrad Pawłowski, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, specjalizujący się w dziejach serbsko-albańskiego konfliktu w Kosowie. Dla Miloseviča pomyłka ta okazała się jednak nieporównanie bardziej kosztowna niż dla sojuszników.

 

Kto był pierwszy?

NATO zdecydowało się uruchomić potężną machinę wojenną zaniepokojone dramatyczną sytuacją w Kosowie. Ten niewielki skrawek terytorium pod koniec lat dziewięćdziesiątych stanowił jeszcze część zdominowanej przez Serbów Jugosławii, ale zamieszkująca go albańska większość chciała uwolnić się spod władzy Belgradu. Jednak tamtejsi nacjonaliści nie zamierzali do tego dopuścić. Po pierwsze, chcieli zahamować rozpad państwa, który rozpoczął się na początku dekady. Po drugie, Kosowo było dla Serbów  miejscem szczególnym, z punktu widzenia narodowej tożsamości – przestrzenią niemal świętą. U podstaw budowanego przez wieki mitu legła wielka bitwa na Kosowym Polu.

15 czerwca 1389 roku wojska księcia Łazarza stanęły tam do walki przeciwko armii tureckiego sułtana Murada I. Zdecydowanie mniej liczne oddziały serbskie walczyły dzielnie, ale ostatecznie poniosły sromotną klęskę. Turcy rozpoczęli marsz w głąb Bałkanów. Przez kolejne stulecia do Kosowa napływała coraz większa liczba Albańczyków wyznających islam. Rozpad Imperium Osmańskiego, który nastąpił po II wojnie światowej, wywołał na Bałkanach tarcia, wojny i konflikty. W krótkim czasie wielokrotnie były przesuwane granice. Ostatecznie w 1918 roku na mocy decyzji ententy, Kosowo przypadło Królestwu Serbów, Chorwatów i Słoweńców. W granicach utworzonej niedługo potem Jugosławii pozostawało także za czasów komunistycznych. Kiedy zmarł Josip Broz Tito, który twardą ręką dzierżył władzę w kraju, prowincją zaczęły wstrząsać niepokoje. Dyskryminowani dotąd Albańczycy domagali się autonomii. Jednocześnie nie wahali się stosować przemocy wobec kosowskich Serbów. – Sytuacja była skomplikowana. Serbowie odwoływali się do średniowiecznej historii Kosowa i związanego z nią dziedzictwa. Albańczycy sięgali jednak jeszcze dalej – podkreśla dr Pawłowski. – Doskonałym przykładem na to, jak bardzo zawikłane są dzieje tych ziem jest monaster w Gračanicy nieopodal Prisztiny. Wzniesiony został w średniowieczu przez Serbów, tyle że na ruinach wcześniejszej świątyni, którą zbudowali albańscy chrześcijanie – tłumaczy naukowiec.

Kosowo z czasem coraz stawało się niczym beczka prochu. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych beczka eksplodowała z niespotykaną wcześniej siłą.

Brudy wojny

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych na terenie Kosowa były specjalne oddziały serbskiej policji. Kilka lat wcześniej rozpędziły one samozwańczy lokalny parlament. Wybrali go Albańczycy, ale Belgrad uznał go za nielegalny. Policjanci brutalnie pacyfikowali wszelkie demonstracje, dławili oddolne ruchy zwolenników niezależności prowincji, zdecydowanie rozprawiali się z przeciwnikami prezydenta Miloseviča. – Przypominali trochę działające w komunistycznej Polsce ZOMO. Tyle że budzili nieporównanie większy strach. Do dziś przebija on ze wspomnień kosowskich Albańczyków, z którymi miałem okazję rozmawiać – podkreśla dr Pawłowski. Począwszy od 1998 roku ciągle wzmacniane siły serbskie (już nie tylko policja, ale też armia i coraz liczniej napływające tam paramilitarne bojówki) miały w prowincji poważnego przeciwnika – powołaną przez Albańczyków Wyzwoleńczą Armię Kosowa, czyli UCK. – Była to partyzancka formacja, która nie wahała się sięgać po środki terroru. Bojownicy po cichu dążyli do eskalacji konfliktu, by ściągnąć na Kosowo uwagę świata i doprowadzić do zewnętrznej interwencji – tłumaczy politolog. Masowe mordy i wysiedlenia przede wszystkim albańskich wiosek stały się codziennością. Mieszkańcy chowali się po lasach, zaś drogami płynęły fale uchodźców. W pewnym momencie ich liczba sięgnęła 430 tysięcy. Schronienia szukali w sąsiednich państwach, ale też w spokojniejszych rejonach. – Świat w końcu musiał jakoś zareagować na coraz głębszy kryzys humanitarny – mówi dr Pawłowski.

Jako pierwsza do działania przystąpiła ONZ, która przyjęła rezolucję potępiającą serbskie działania w Kosowie. Wyłoniona przez międzynarodową społeczność Grupa Kontaktowa wymogła na Miloseviču wprowadzenie do prowincji obserwatorów OBWE i wycofanie części wojska. Na niewiele się to zdało. Belgrad kontynuował czystki, czego efektem stała się masakra w Raczaku. W styczniu 1999 roku w niewielkiej miejscowości zostały odkryte ciała 45 albańskich cywilów. Pojawiły się różne teorie wyjaśniające, co się wydarzyło. – Jedna z nich mówiła, że to zabici przez Serbów bojownicy UCK, których w cywilne ubrania mieli przebrać sami Albańczycy. Chodziło o to, by wstrząsnąć międzynarodową opinią – tłumaczy dr Pawłowski. – Nawet jeśli tak się stało, trzeba pamiętać, że podobnych Raczaków było wówczas w Kosowie całe mnóstwo – dodaje. Po masakrze Grupa Kontaktowa zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek – posadziła przedstawicieli obydwu stron konfliktu przy stole negocjacji we francuskim Rambouillet. Serbowie nie chcieli jednak słyszeć o referendum w sprawie przyszłości Kosowa. Nie godzili się też na wprowadzeniu na swoje terytorium międzynarodowych sił pokojowych. Negocjacje zakończyły się fiaskiem. I wtedy do akcji wkroczyło NATO.

Precyzja ze skazą

Sojusz szybko odrzucił plany interwencji lądowej. Postawił na szeroko zakrojoną operację lotniczą. Włączyło się w nią 13 państw członkowskich, które wydzieliły niemal 400 samolotów: od odrzutowców F-16, Mirage czy Tornado poprzez samoloty cysterny aż po bombowce strategiczne dalekiego zasięgu B-2 i B-52. W kolejnych tygodniach maszyny były jednak wymieniane, w sumie więc w nalotach wzięło ich udział prawie tysiąc. Natowskie lotnictwo operowało z baz w Niemczech, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Celem bombardowania stały się mosty, elektrownie, fabryki, budynki telewizji i inne budowle użyteczności publicznej oraz operujące w Kosowie oddziały jugosłowiańskiej armii. Sama operacja została podzielona na kilka faz. – Rozkręcała się bardzo powoli. Zachód liczył, że powtórzy się historia z Bośni, gdzie natowskie naloty w ramach operacji „Deliberate Force” szybko zmiękczyły Miloseviča i doprowadziły do podpisania układu pokojowego w Dayton. Sam Milosevič zakładał, że interwencja Sojuszu nie będzie długa czy zbyt uciążliwa. Wierzył, że nie zakłóci zbytnio czystki prowadzonej w Kosowie, a kiedy już UCK zostanie pokonana, usiądzie do rozmów o przyszłości prowincji, ale już z zupełnie innej pozycji – tłumaczy dr Pawłowski.

Jednak działania Serbów sprawiły, że operacja trwała dłużej niż wszyscy zakładali, bo aż 78 dni. NATO przeprowadziło niemal 38 tysięcy operacji lotniczych. Precyzyjne uderzenia zniszczyły dużą część jugosłowiańskiej obrony przeciwlotniczej. Eskadrom Sojuszu nie było w stanie przeciwstawić się serbskie lotnictwo, zaś działające w Kosowie siły lądowe były zmuszone rozproszyć się i ukryć większość ciężkiego sprzętu. Bomby i rakiety dosięgały celów w Belgradzie, Nowym Sadzie czy Niszu. W gruzach legły infrastruktura i obiekty przemysłowe, z których korzystała, bądź mogła skorzystać jugosłowiańska armia. Tam gdzie było to możliwe, natowskie lotnictwo starało się atakować w ten sposób, by zniszczenia nie okazały się trwałe. Tak było w przypadku elektrowni i sieci energetycznej. Na cele zostały zrzucone specjalne bomby grafitowe. Rozpylony środek doprowadził do licznych spięć i na pewien czas odciął od dostaw prądu dużą część terytorium Jugosławii. Awarie można było jednak usunąć. Ale tak duża operacja nie mogła się obyć bez ofiar i szkód. Na przykład samoloty NATO omyłkowo zbombardowały wypełniony ludźmi autobus, kolumnę uchodźców czy chińską ambasadę w Belgradzie. Wojska Sojuszu odnotowały też straty we własnych szeregach. Chyba najbardziej spektakularną porażką było zestrzelenie przez Serbów – wykonanego w technologii stealth, a więc „niewidzialnego” – samolotu F-117. Do dziś jego szczątki znajdują się w muzeum lotnictwa w Belgradzie. Łącznie, na skutek wojny w Kosowie i natowskiej operacji, zginęło 10 tysięcy Albańczyków i około dwóch tysięcy Serbów. – Dziś oceny operacji „Allied Force” są niejednoznaczne – przyznaje dr Pawłowski. – Naloty, wbrew oczekiwaniom planistów NATO, sprawiły, że Serbowie zintensyfikowali jeszcze działania w Kosowie. Liczba uchodźców wzrosła do 850 tysięcy, a kryzys humanitarny przerodził się w prawdziwą klęskę. Trzeba było więc zorganizować kolejną operację, tym razem z pomocą humanitarną dla uchodźców. Co więcej, Sojusz po raz pierwszy w historii rozpoczął działania bez jakiegokolwiek mandatu ONZ – wylicza naukowiec. Inny politolog z UMSC, dr Jakub Olchowski dodaje, że mimo odsunięcia od władzy Miloseviča, w Serbii wciąż jest duże poczucie krzywdy wobec NATO. – W centrum Belgradu do dziś straszą ruiny budynków, których Serbowie celowo nie odbudowali, by przypominać o wydarzeniach sprzed 20 lat. O ile Belgrad jest skłonny zacieśniać więzy z Unią Europejską, o tyle do Paktu Północnoatlantyckiego wstępować nie chce. Natowska interwencja tylko umocniła tradycyjny sojusz Serbii z Rosją – przekonuje naukowiec. Zwraca też uwagę, że niezależnym już Kosowem trzęsą organizacje przestępcze, zaś kraje Zachodu, w tym Polska, muszą utrzymywać w tym regionie wojskowe kontyngenty. Z drugiej strony, w 1999 roku NATO pokazało, że jest organizacją sprawną, zdeterminowaną i decyzyjną. – To czego ONZ, czy inne międzynarodowe gremia, nie potrafiły załatwić przez rok, Sojusz uzyskał w ciągu niespełna trzech miesięcy. Czystki etniczne zostały zatrzymane, a albańscy uchodźcy mogli wrócić do swoich domów – wyjaśnia dr Pawłowski. Dodaje, że „Allied Force” stanowiło krok ku „globalizacji roli NATO”. Sojusz przekształcał się właśnie z organizacji typowo obronnej w strażnika światowego ładu, czemu wyraz dał dwa lata później interweniując w Afganistanie.

Kosowo ogłosiło niepodległość w lutym 2008 roku. – Dziś w zachodniej części jego terytorium, gdzie trwały walki i były popełniane zbrodnie, antagonizmy pomiędzy Albańczykami, a tymi Serbami, którzy pozostali w kosowskich granicach, są duże. Inaczej jest w części wschodniej. Tam życie toczy się w miarę normalnie. W serbskiej enklawie można znaleźć nawet albańskie wsie, choć oczywiście obydwu nacjom do wzajemnej sympatii daleko – mówi dr Pawłowski. 


Podczas pisania tekstu korzystałem m.in. z książek Macieja Kuczyńskiego i Mariana Ray-Ciemięgi pt. „Bałkański syndrom 1991-1999” i Macieja Marszałka „Sojusznicza operacja „Allied Force”: przebieg-ocena-wnioski”.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze

~Michał
1672669800
Na podstawie tego tekstu nie do końca rozumiem, dlaczego zbombardowano Belgrad i tereny Serbii skoro czystki były prowadzone w Kosowie? Dlaczego bombardowano serbską infrastrukturę cywilną (mosty, szpitale, osiedle)? Nie brzmią wiarygodnie zapewnienia o próbie wywarcia presji na prez. Serbii Milosevicia poprzez zbombardowanie obiektów cywilnych (skutek wręcz odwrotny). Liczba zbombardowanych obiektów cywilnych przez wojska NATO odrzuca argument o omyłkowych i niezamierzonych działaniach w tym zakresie. Ani słowa też nie ma o zastosowaniu pocisków ze zubożonego uranu (tzw. "bałkański syndrom").
E1-61-A6-61

Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
 
The Power of Buzdygan Award
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Rajd pamięci i braterstwa
Sojusz także nuklearny
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Generał z niepospolitym polotem myśli
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Mark Rutte w Estonii
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Cześć ich pamięci!
Ogień nad Bałtykiem
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Zagrożenie może być wszędzie
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Breda w polskich rękach
Żeby nie poddać się PTSD
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Gryf dla ochrony
Olympus in Paris
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Snipery dla polskich FA-50
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Polskie „JAG” już działa
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Zmiana warty w PKW Liban
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Święto marynarzy po nowemu
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Żeby drużyna była zgrana
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Ostre słowa, mocne ciosy
Karta dla rodzin wojskowych
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Żołnierska pamięć nie ustaje
Olimp w Paryżu
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Czworonożny żandarm w Paryżu
Mikrus o wielkiej mocy
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Witos i spadochroniarze

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO