moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

ORP „Mewa” – historia bliska końca

Był pierwszym polskim okrętem operującym pod flagą NATO i jedynym, na którego pokładzie podróżował papież. Do końca roku niszczyciel min ORP „Mewa” zostanie wycofany ze służby. Wczoraj kilkunastu dawnych dowódców jednostki wzięło udział w jej pożegnalnym rejsie po Zatoce Gdańskiej.

ORP „Mewa” wszedł do służby w maju 1967 roku. Od tej pory okręt miał 20 dowódców. Wczoraj na pokładzie udało się zgromadzić dziewięciu. Przed południem jednostka opuściła macierzysty port w Gdyni. Najpewniej po raz ostatni. – Rejs trwał kilka godzin. Podeszliśmy pod Hel. Mieściła się tam kiedyś baza 9 Flotylli Obrony Wybrzeża, do której nasz okręt należał. Dawni dowódcy porobili zdjęcia, porozmawialiśmy – wspomina kpt. mar. Bartosz Fijałkowski, dowódca „Mewy”. – Dla nas wszystkich wyjście miało wartość sentymentalną. W ten właśnie sposób wspólnie pożegnaliśmy okręt. Wkrótce ruszą procedury związane z wycofaniem go ze służby. Powinny zostać sfinalizowane do końca tego roku – dodaje. Tymczasem „Mewa”, choć już mocno leciwa, nadal ma sporo atutów. – Posiada na przykład nie tylko wyposażenie charakterystyczne dla niszczyciela min, ale też uzbrojenie trałowe. Jest jednostką wszechstronną, a co równie ważne, nadal w pełni sprawną – przekonuje kpt. mar. Fijałkowski. 

Swoją wartość okręt udowodnił podczas kilkudziesięciu lat służby. Barwną historią, która stała się jego udziałem, śmiało można by obdzielić kilka innych jednostek.

Papież na pokładzie

– Że okręt został przemalowany na biało?! Niech pan w to nie wierzy, to legenda – mówi kmdr por. rez. Dariusz Przedpełski, który „Mewą” dowodził w latach 1984-1989. I jako jedyny dowódca gościł na pokładzie papieża. Do wizyty doszło w 1987 roku, kiedy to Jan Paweł II przyjechał do Polski z trzecią pielgrzymką. – O tym, że będzie korzystał z okrętu, dowiedzieliśmy się pół roku wcześniej. Zakomunikował nam to ówczesny dowódca naszego dywizjonu. Dlaczego akurat „Mewa”? Cóż, była jednym z najlepszych okrętów polskiej marynarki. W swojej klasie zdobywała za służbę liczne wyróżnienia – wspomina kmdr por. Przedpełski. Okręt niebawem trafił do stoczni, gdzie zdemontowane zostało jego uzbrojenie. – Takie były wytyczne Biura Ochrony Rządu. Jego funkcjonariusze zresztą pilnie śledzili prace – opowiada dawny dowódca „Mewy”. Czasem też zgłaszali zaskakujące postulaty. – W pewnym momencie zażądali na przykład, by ze względów bezpieczeństwa usunąć znajdujące się w siłowni butle ze sprężonym powietrzem. Mechanik powiedział: „w porządku, ale musicie panowie mieć świadomość, że bez tego okręt nie ruszy”. Sprężone powietrze było niezbędne do rozruchu silników. Gdy się o tym dowiedzieli, oczywiście odpuścili – opowiada kmdr por. Przedpełski. Na dziobie okrętu, z myślą o papieskiej świcie, zostały zainstalowane obite na biało fotele, które wcześniej wymontowano z wodolotu. – Na papieża czekaliśmy przy Skwerze Kościuszki w Gdyni. Spóźnił się bodaj dwie godziny, zrobił się wieczór, a my mieliśmy nie lada kłopot. Zgodnie ze starym zwyczajem, po zachodzie słońca na okrętach opuszcza się banderę. A my nie bardzo mogliśmy to zrobić przed przybyciem naszego gościa. Ostatecznie przełożeni wyrazili na to zgodę. Potem żartowaliśmy, że dzięki papieżowi został przesunięty zachód słońca – uśmiecha się oficer.

Jan Paweł II na pokładzie „Mewy” przepłynął z Gdyni do Sopotu. Przy tamtejszym molo okręt czekał na niego przez całą noc. Papież ponownie wsiadł na pokład rano i ruszył na Westerplatte i dalej do Gdańska. – Na Westerplatte mieliśmy chyba najgorętszy moment całej podróży. Dobijaliśmy do brzegu, kiedy papież poderwał się ze swojego miejsca i poszedł na sam dziób, by pozdrawiać zebranych na brzegu pielgrzymów. Tymczasem na dziobie pracowała już nasza obsada cumownicza. Istniało ryzyko, że papież zaplącze się w liny i przewróci. Nasz bosman zdołał mu jednak zasugerować, by wrócił na fotel – opowiada kmdr por. Przedpełski. Jan Paweł II opuścił „Mewę” już w centrum miasta. – Jako dowódca pożegnałem go przy trapie. Podczas rejsu nie było czasu na rozmowy, bo musiałem czuwać na mostku. Ale i tak wszyscy mieliśmy świadomość, że to historyczna chwila – przyznaje dawny dowódca.

Droga do NATO

Papieska pielgrzymka była bodaj najbardziej znanym epizodem w historii „Mewy”. Ale przecież nie może ona przysłonić mnóstwa zadań bojowych, które przez pięć dekad zrealizował okręt. Został on zbudowany w gdyńskiej Stoczni Komuny Paryskiej jako trałowiec. Jego pierwszym dowódcą został Marian Brzeziński, wówczas kapitan, dziś komandor rezerwy. – To był piękny, nowoczesny jak na owe czasy okręt – zaznacza i wspomina pierwsze zadanie, jakie realizował. – W okolicach Westerplatte trafiliśmy na dwie stare miny kotwiczne. Po podcięciu trałem wypłynęły na powierzchnię, ale trudno je było zdetonować. Morze było tego dnia niespokojne, okręt i miny dość mocno unosiły się na falach. Nasi artylerzyści oddali około dwudziestu strzałów, żaden z nich nie dosięgnął jednak celu – opowiada kmdr Brzeziński. Min jednak nie można było zostawić. – Nakazałem opuścić łódź. Wsiadłem do niej i razem z moimi marynarzami podpłynąłem do min. Założyliśmy ładunki wybuchowe, podpaliliśmy lont i oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Wkrótce nastąpił wybuch. Operacja się powiodła – mówi oficer.

Przez kolejne lata „Mewa” brała udział w dużej liczbie manewrów z udziałem państw Układu Warszawskiego, oczyszczała też z min akwen, na którym miał powstać gdański Port Północny. Po zmianie ustroju ćwiczyła z okrętami państw zachodnich, zaś krótko przed akcesem Polski do NATO została wycofana z linii i skierowana do Stoczni Marynarki Wojennej, by przejść tzw. konwersję. Polegała ona na przekształceniu okrętu z trałowca w niszczyciel min projektu 206FM. Uczestnikiem prowadzonych wówczas prac był kmdr por. Jarosław Iwańczuk, obecny dowódca 13 Dywizjonu Trałowców, w którym służy „Mewa”. – Byłem wtedy dowódcą działu. Wspólnie z kolegami zostaliśmy zaokrętowani na ORP „Rybitwa”, który stanął na terenie stoczni. Stamtąd doglądaliśmy prac – wspomina. – „Mewa” została wyslipowana, czyli podniesiona z wody, ustawiona w hali, po czym pozbawiona wszystkich nadbudówek. Widok był niesamowity, bo okręt praktycznie rodził się od nowa – opowiada kmdr por. Iwańczuk. Załoga musiała też od nowa się go uczyć. – Na Politechnice Gdańskiej szkoliliśmy się w obsłudze podwodnego pojazdu Ukwiał. Poznawaliśmy zasady działania nowych sonarów. Pracy było mnóstwo – wspomina kmdr por. Iwańczuk. A wkrótce marynarzom doszły kolejne obowiązki.
Modernizacja okrętu miała go przygotować do służby w stałym zespole sił obrony przeciwminowej NATO.

Po raz pierwszy „Mewa” dołączyła do niego w 2000 roku. Misja trwała zaledwie kilka tygodni. Dwa lata później jednostka dołączyła do zespołu jako pełnoprawny członek. – Aby poznać natowskie procedury, musieliśmy przegryźć się przez tony dokumentacji. Mieliśmy sporą tremę, bo nie byliśmy pewni jak wypadniemy na tle starych członków Sojuszu. Daliśmy jednak radę – zapewnia kmdr por. Iwańczuk, który wówczas był już na „Mewie” zastępcą dowódcy. Ostatecznie na okręcie spędził blisko dziesięć lat. Służbę skończył jako dowódca. – „Mewę” darzę ogromnym sentymentem – przyznaje. Tymczasem począwszy od 2000 roku ORP „Mewa” na misje natowskiego zespołu przeciwminowego wyruszała regularnie. W 2015 roku pobiła nawet jeden z jego nieoficjalnych rekordów. Podczas operacji „Open Spirit” u wybrzeży Estonii polska załoga odnalazła 111 min i niewybuchów z czasów ostatnich wojen światowych.

Następcy blisko

– W historii naszej marynarki „Mewa” zapisała naprawdę piękną kartę. Ja sam służę na niej dopiero od lutego, ale zawsze miałem poczucie, że to okręt wyjątkowy. Wystarczy wspomnieć, że jednym z moich poprzedników był dziś już nieżyjący wiceadmirał Andrzej Karweta, który później został dowódcą całej marynarki. – podkreśla kpt. mar. Fijałkowski. – Dowodzenie tym okrętem to naprawdę wielki honor – dodaje.

Po wycofaniu ORP „Mewa” ze służby marynarze z jego załogą trafią na inne jednostki dywizjonu. Niewykluczone, że sam okręt zostanie przekazany Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Tymczasem w stoczni Remontowa Shipbuilding trwa już budowa dwóch okrętów, które mają zastąpić niszczyciele min projektu 206FM. Noszą nazwy ORP „Albatros” i ORP „Mewa”. Pierwsza jednostka serii – ORP „Kormoran” służy w marynarce od listopada 2017 roku.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: st. chor. sztab. mar. Arkadiusz Dwulatek, H. Nagrodzki / MMW

dodaj komentarz

komentarze

~Jato
1562936520
A jeszcze starsze, bo 60 letnie okrety podwodne, jeszcze w służbie. To światowy rekord. Może najwyższy czas by rozkazem Mariusza Blaszczaka, z całej MW stworzyć jakieś muzeum. A tych kilka nowych okrętów, zakonserwować, by władza miała czym poprawić sobie samopoczucie i na ich tle mogła cyknąć sobie jakieś fotki, lub na ich pokładzie wygłosić kolejne płomienne przemówienie.
CB-CF-43-8A

Jesień przeciwlotników
 
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
A Network of Drones
Wybiła godzina zemsty
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Karta dla rodzin wojskowych
Marynarka Wojenna świętuje
Czworonożny żandarm w Paryżu
„Szczury Tobruku” atakują
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
„Jaguar” grasuje w Drawsku
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Husarz” wystartował
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Huge Help
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Transformacja dla zwycięstwa
Polskie „JAG” już działa
Wzmacnianie granicy w toku
W MON-ie o modernizacji
O amunicji w Bratysławie
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Norwegowie na straży polskiego nieba
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Od legionisty do oficera wywiadu
Olympus in Paris
Olimp w Paryżu
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Setki cystern dla armii
Zmiana warty w PKW Liban
Święto podchorążych
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Jaka przyszłość artylerii?
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Right Equipment for Right Time
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Medycyna w wersji specjalnej
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Ostre słowa, mocne ciosy
Nowe uzbrojenie myśliwców

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO