moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Polskie zwycięstwo w D-Day

W pochmurny wtorek 6 czerwca 1944 roku rozpoczęła się największa w historii świata operacja desantowa, której nadano kryptonim „Overlord”. Uchwycenie przyczółków na plażach Normandii w istocie zdecydowało o klęsce Hitlera w Europie Zachodniej. Niebagatelną rolę w tym zwycięstwie odegrali Polacy.

D-Day to w nomenklaturze alianckich sztabowców pierwszy dzień operacji. Ten z 6 czerwca 1944 roku zyskał miano „Najdłuższego dnia”. Dlaczego? Bo poprzedzały go lata misternego planowania i miesiące przygotowań do inwazji. Niemcy byli na nią doskonale przygotowani – francuskie wybrzeża kanału La Manche opasali potężnymi umocnieniami i bateriami artylerii fortecznej. Nie wiedzieli tylko, w którym miejscu alianci zdecydują się uderzyć. Równolegle do przygotowań desantu rozpoczęła się gra wywiadów, aby zmylić i przekonać niemieckich sztabowców, że do uderzenia dojdzie w rejonie Calais. Do tego celu utworzono całą fikcyjną armię, na czele której stanął gen. George Patton. Ponadto dziesiątki agentów wywiadu dostarczało Niemcom „niezbitych dowodów”, że Calais to jedyny kierunek przyszłej ofensywy aliantów. Jednak o tym, że Hitler i jego marszałkowie w to w końcu uwierzyli, zdecydowały przede wszystkim meldunki Romana Czerniawskiego. Abwehra była przekonana, że ten oficer polskiego i brytyjskiego wywiadu, po jego dekonspiracji i aresztowaniu we Francji, pracuje tylko dla nich i dostarcza najwartościowsze i najpewniejsze informacje z alianckich sztabów. Niemcy byli jednak w błędzie. Czerniawski, jako podwójny agent, karmił ich fałszywymi raportami. Boleśnie mieli się o tym przekonać właśnie na początku czerwca 1944 roku.

 

W planowanej inwazji na Francję uwzględniono również operację powietrznodesantową. Jak wiadomo, to właśnie od desantu amerykańskiej 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowej oraz brytyjskiej 6 Dywizji Powietrznodesantowej w nocy z 5 na 6 czerwca 1944 rozpoczął się D-Day. Niewiele brakowało, aby, oprócz amerykańskich i brytyjskich spadochroniarzy na Normandię, nie skakali Polacy. Brytyjczycy już od jesieni 1943 roku starali się przekonać polskiego Naczelnego Wodza, by włączył 1 Brygadę Spadochronową gen. Stanisława Sosabowskiego w plany inwazyjne. Gen. Kazimierz Sosnkowski odrzucił jednak te sugestie, wierząc, że polscy spadochroniarze zostaną desantowani w kraju i pomogą Armii Krajowej w planowanym powstaniu. Brytyjczycy nie ustępowali jednak i w końcu przeforsowali podporządkowanie brygady ich dowództwu. Właśnie pamiętnego 6 czerwca 1944 roku jednostka gen. Sosabowskiego została włączona w skład 21 Grupy Armii gen. Bernarda Montgomery’ego, co miało swój tragiczny finał pod Arnhem we wrześniu tego roku. Gen. Sosabowski ubolewał później, że gdyby Naczelny Wódz zgodził się na brytyjskie propozycje, to jego brygada w składzie 6 Dywizji Powietrznodesantowej wzięłaby udział w D-Day i polscy spadochroniarze, opromienieni zwycięstwem, mogliby odegrać zupełnie inną rolę na froncie, niż ta, która przypadła im w późniejszej katastrofie w Holandii.

Wał Atlantycki w polskim ogniu

Polskie dowództwo wynegocjowało, że doborowa 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka weźmie udział w drugiej fazie operacji „Overlord”, a w D-Day zostaną włączone polskie lotnictwo i marynarka wojenna. Choć nasze samoloty i okręty były tylko niewielką częścią największej w dziejach armady inwazyjnej, nadspodziewanie mocno zaznaczyły swą w niej obecność. Udział flotylli alianckich w inwazji Normandii ukryto pod kryptonimem „Neptun” i rzeczywiście była to siła godna boga mórz i oceanów. Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Holendrzy i Polacy zebrali 1213 okrętów bojowych, które eskortowały 4126 barek i okrętów desantowych, oraz 1600 statków transportowych. Polską Marynarkę Wojenną reprezentowały w tej armadzie krążownik ORP „Dragon”, dwa duże niszczyciele ORP „Błyskawica” i ORP „Piorun” oraz mniejsze niszczyciele ORP „Krakowiak” i ORP „Ślązak”. Ich zadaniem, podobnie jak większości okrętów alianckich, było zwalczanie nieprzyjacielskich baterii Wału Atlantyckiego, co dawało jednocześnie osłonę lądującym na plażach żołnierzom.


ORP „Dragon”. Fot. Wikipedia

W tym zamierzeniu największe pole do popisu spośród polskich jednostek miał ORP „Dragon” z racji swego uzbrojenia artyleryjskiego, które górowało nad niszczycielami. Jednak nasz jedyny krążownik wszedł do akcji z opóźnieniem. Pech chciał, że ranny został brytyjski oficer naprowadzający ogień artyleryjski na brzeg i okręt musiał czekać na przydzielenie samolotu rozpoznawczego. Kiedy to nastąpiło, o godzinie 7, jak wspomina jeden z marynarzy „Dragona”: „Gruchnęły salwy naszych dział. Oślepiło nas kompletnie. W uszach dzwoni, dym drażni nozdrza, do oczu cisną się ciemne plamy i do złudzenia przypominają reklamę atramentu Stephens ink. Na horyzoncie ukazały się czerwone błyski wybuchających pocisków. Za nimi, «jak w mokre żyto», szły salwy jedna za drugą i «Dragon» rozszalał się na dobre”. Jako pierwsza pod jego ogień dostała się niemiecka bateria dział 105 mm w Calleville sur Orne. W ciągu 49 minut polskiego ostrzału został z niej dymiący złom. Na drugi ogień poszły bateria dział 155 mm w rejonie Trouville, umocnienia i stanowiska moździerzy koło Cean i wreszcie czołgi pod Varaville.

Ten ostatni ostrzał przyniósł polskiemu krążownikowi ogromny sukces, który zaważył na powodzeniu całej operacji. Pod precyzyjny ogień „Dragona” dostało się kilkadziesiąt Tygrysów i Panter z 22 Pułku Czołgów, który otrzymał od marszałka Erwina Rommla rozkaz zepchnięcia alianckiej piechoty do morza. Gdy dowódca pułku, płk Hermann von Oppeln-Bronikowski, zobaczył, jak pierwszy szereg jego czołgów został dosłownie zmieciony przez potężne kule ognia, dał rozkaz do odwrotu. W ten sposób nadzieje marszałka Rommla na zepchnięcie wojsk alianckich z powrotem do morza zostały pokrzyżowane przez celny ogień polskiego okrętu. Także nasze niszczyciele skutecznie osłaniały lądowanie wojsk inwazyjnych, a najbardziej odznaczył się spośród nich „Ślązak”. Niszczyciel ten wspierał swym ogniem 41 Royal Marine Commando, lądujący na odcinku plaży o kryptonimie „Sword”. Kiedy brytyjscy komandosi dotarli do lasku pod Lion sur Mer, dostali się nagle w krzyżowy ogień ukrytych tam niemieckich dział. Poprosili wtedy o wsparcie ogniowe swego „anioła stróża”, a „Ślązak” natychmiast oddał morderczą salwę w kierunku lasu. Jak wspomina marynarz z niszczyciela, Stanisław Mayak: „Wreszcie przychodzi sygnał z lądu od dowódcy odcinka następującej treści: „Myślę, że uratowałeś nam tyłki. Dziękuję Ci. Przygotuj się, zrób to jeszcze raz”. I „Ślązak” do końca tego dnia jeszcze kila razy wsparł królewskich komandosów, za co wieczorem otrzymał krótkie, ale znaczące podziękowanie: „Dobra robota”.

Wsparcie polskich orłów

Niebagatelną rolę w D-Day odegrało lotnictwo – zarówno myśliwskie, jak i bombowe, które osłaniało flotę inwazyjną, następnie lądujące na plażach wojsko. Nie mogło w tej operacji zabraknąć Polskich Sił Powietrznych. Tak pisał o swych wrażeniach z 6 czerwca 1944 roku jeden z lotników słynnego Dywizjonu 303, porucznik pilot Witold Herbst: „Szary świt przecinany był niezliczoną ilością pocisków małokalibrowej artylerii przeciwlotniczej. My trzymaliśmy się w bezpiecznej od nich odległości, ale mimo to kilka razy Niemcy obrali nas sobie za cel. Na szczęście nieszkodliwie. Widok był rzeczywiście fascynujący. A Luftwaffe nie przysyła nawet przedstawicieli… […] Trudno! Zresztą nie dziwię się, bo było naszych dywizjonów tyle, że Niemcom, którzy nas namierzali, włosy na pewno stawały dęba na łepetynach”. Rzeczywiście, liczba 11 tysięcy samolotów alianckich nad Normandią tego dnia mogła przerazić dowództwo Luftwaffe! Jednak, mimo braku nieprzyjacielskich samolotów w powietrzu i wielkiej konkurencji sojuszniczych dywizjonów, polscy lotnicy także zdołali się odznaczyć. Dywizjon 305 zniszczył Niemcom w rejonie Nancy ogromne składy paliw – z dymem ulotniło się około 13 milionów litrów benzyny! Tę stratę odczuły później zwłaszcza niemieckie dywizje pancerne. Brytyjska prasa pisała, że „Polacy tym czynem wygrali bitwę o Francję”. W istocie to był dopiero początek polskich zwycięstw w operacji „Overlord”, gdyż do boju w Normandii szykowała się już 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka.

Bibliografia:

„Kosynierzy warszawscy. Historia 303. Warszawskiego Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki – z boju i życia”, praca zbiorowa, Kraków – Warszawa 2014
J. Pertrek, „Wielkie dni małej floty”, Poznań 1990
C. Ryan, „Najdłuższy dzień”, przeł. T. Wójcik, Poznań 2008

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze

~bohun
1591524540
Super tekst! Prosimy o więcej!
E8-28-9A-C8

Opowieść, która się nie starzeje
 
Polskie armatohaubice na poligonie w Estonii
Zagrożenie może być wszędzie
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Karta dla rodzin wojskowych
Latający bohaterowie „Feniksa”
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Wojskowy most połączył Głuchołazy
Mikrus o wielkiej mocy
Ogień nad Bałtykiem
Olympus in Paris
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Witos i spadochroniarze
Ministrowie obrony na szczycie
Czworonożny żandarm w Paryżu
Hubalczycy nie złożyli broni
Ramstein Flag nad Grecją
„Feniks” wciąż pomaga
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Generał z niepospolitym polotem myśli
Breda w polskich rękach
Żeby drużyna była zgrana
Polskie „JAG” już działa
Bielizna do zadań specjalnych
Snipery dla polskich FA-50
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Sojusz także nuklearny
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Kolejny Kormoran na kursie
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
SGWP musi być ostoją wartości
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Cześć ich pamięci!
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Mark Rutte w Estonii
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Żołnierska pamięć nie ustaje
Jastrzębie czeka modernizacja
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Jak zachęcić młodych do służby w wojsku?
W hołdzie Witosowi
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Gryf dla ochrony
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Tłumy biegły po nóż komandosa
Bilans Powstania Warszawskiego
Olimp w Paryżu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Ostre słowa, mocne ciosy
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Święto marynarzy po nowemu
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Szkoła w mundurze
Pierwszy dzwonek w Żelaźnie

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO