„Cios w plecy!” – tak brytyjski „Times” dzień po sowieckiej agresji na Polskę zatytułował swą pierwszą szpaltę. Tytuł trafnie oddawał działania Armii Czerwonej, która wypełniała sojusznicze zobowiązania wobec Wehrmachtu, ale jednocześnie wykorzystywała bezczynność zachodnich sojuszników Polski, którzy oddali ją na pastwę dwóch totalitarnych sąsiadów.
Kolumny piechoty sowieckiej wkraczające do Polski 17.09.1939 r.
Sobota 16 września 1939 roku była czarnym dniem dla oddziałów SS walczących w Polsce. Gwardia Hitlera została mocno przetrzebiona przez polskich żołnierzy. Najpierw w lasach jaworowskich oddziały gen. Kazimierza Sosnkowskiego idące na odsiecz Lwowa rozgromiły Pułk Zmotoryzowany SS „Germania”, a następnie pod Sochaczewem jedna bateria 17 Pułku Artylerii Lekkiej zatrzymała natarcie całej 4 Dywizji Pancernej, w tym elitarnego Pułku „Leibstandarte SS Adolf Hitler”. Kilka polskich dział uszkodziło i zniszczyło 22 niemieckie czołgi i samochody pancerne! Te wiadomości wzbudziły w kwaterze głównej Führera wściekłość. Hitler miał prawo być zdenerwowany – mimo zapewnień swych dowódców, że w kilka dni zdobędą Warszawę, stolica Polski wciąż się broniła, a Wojsko Polskie nadal było zdolne zadawać bolesne ciosy. Na domiar złego, Stalin zwlekał z wypełnieniem umowy zawartej w pakcie Ribbentrop-Mołotow i nie atakował od wschodu Rzeczypospolitej, mimo coraz natarczywszych nawoływań z Berlina.
Kremlowskie kuranty
Stalin opóźniał atak na Polskę, gdyż mimo sojuszu z Hitlerem, wciąż oglądał się na Zachód. Wiedział, że Armia Czerwona po czystce jej dowództwa, którą sam nakazał, nie jest jeszcze gotowa do walki z wojskami alianckimi. Jednakże tego samego dnia, w którym polscy żołnierze gromili pułki SS, francuscy i angielscy sztabowcy na konferencji w Abbeville zdecydowali, że nie ruszą zbrojnie Polakom na pomoc, o czym sowieccy agenci skwapliwie donieśli władzom na Kremlu. Po otrzymaniu tej wiadomości Stalin nie miał już żadnych oporów i rozkazał słać wici do wojsk, które skoncentrował na swej zachodniej granicy.
Nad ranem 17 września Sowieci wezwali ambasadora Rzeczypospolitej w Moskwie Wacława Grzybowskiego i wręczyli mu notę, w której stwierdzono, że „państwo polskie i jego Rząd przestały faktycznie istnieć. Dlatego też straciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR a Polską. […] Rząd Radziecki nie może również pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pokrewna ludność ukraińskiego i białoruskiego pochodzenia jest bezbronna i została pozostawiona własnemu losowi. Rząd Radziecki polecił wobec powyższych okoliczności Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swą opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi”. Stwierdzenie, że państwo polskie nie istnieje miało zabezpieczyć Związek Sowiecki na wypadek reakcji mocarstw zachodnich i stworzyć pozory neutralności w konflikcie między Niemcami a Francją i Wielką Brytanią, co w pełni się udało.
Więcej nawet, gdyż mimo że ambasador Grzybowski nie przyjął kłamliwej noty, polskie władze, pod naciskiem zachodnich sojuszników, zaniechały wydania oświadczenia, że są w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim. Zachód wciąż liczył, że przeciągnie Sowietów na swoją stronę. Natomiast polskie władze cywilne i wojskowe były zaskoczone sowieckim atakiem, choć wywiad od dawna informował o koncentracji wojsk sowieckich na granicy. Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły dopiero wieczorem 17 września wydał dyrektywę, by Warszawa i Modlin stawiały opór aż do wyczerpania amunicji, a wszystkie oddziały wycofywały się na Węgry lub do Rumunii. Na walkę z Sowietami zezwalał tylko wówczas, gdyby atakowali oni polskie wojska lub próbowali je rozbrajać. To ostatnie stwierdzenie wprowadziło jedynie chaos, gdyż polscy dowódcy różnie je interpretowali i nie byli pewni, jak mają się zachować. Tym bardziej że często Sowieci w celach dywersyjnych głosili, że idą Polsce z pomocą.
W nocy z 17 na 18 września prezydent oraz rząd Rzeczypospolitej udali się do Rumunii. Podobnie uczynił, wraz ze swym sztabem, marszałek Rydz-Śmigły, co w znacznej części polskiego społeczeństwa wywołało oburzenie i spowodowało oskarżenia o porzucenie walczącego wciąż wojska.
Boje z sowieckim kolosem
Nacierające na Polskę wojska sowieckie zostały uszykowane w dwa fronty. Front Białoruski komandarma Michaiła Kowalowa w pierwszych godzinach ataku liczył 15 dywizji piechoty i kawalerii oraz siedem brygad pancernych (ponad 2000 czołgów i samochodów pancernych) – w sumie ponad 200 tys. żołnierzy i liczba ta w kolejnych dniach jeszcze się zwiększyła. Natomiast Front Ukraiński komandarma Siemiona Timoszenki miał w pierwszym rzucie 16 dywizji piechoty i kawalerii oraz osiem brygad pancernych (blisko 3000 czołgów i samochodów pancernych), czyli ponad 265 tys. żołnierzy, wspieranych przez flotę powietrzną liczącą około tysiąca samolotów. Ponadto regularne oddziały Armii Czerwonej wsparły grupy dywersyjne, tworzone i uzbrajane przez sowiecki wywiad wojskowy i NKWD z białoruskich, ukraińskich i żydowskich obywateli Rzeczypospolitej.
Tej nawale na Kresach Wschodnich Polacy mogli przeciwstawić niewspółmiernie słabsze siły. Dowództwo polskie pozostawiło do ochrony tych ziem około 400 tys. żołnierzy. Granicy bezpośrednio strzegło blisko 12 tys. żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, zorganizowanych w 25 batalionach i siedmiu szwadronach kawalerii. Większość tych oddziałów, mimo przytłaczającej przewagi nieprzyjaciela, podjęła z nim walkę. Zacięte boje trwały na Wileńszczyźnie, Nowogródczyźnie i Podolu. Przez trzy dni sowiecką nawałę powstrzymywał batalion forteczny KOP „Sarny” na umocnionej pozycji pod Słuczem. 20 i 21 września doszło do walk ulicznych w Grodnie, w czasie których znaczne straty poniosły sowieckie oddziały pancerne. 22 września pod Kodziowcami 101 Pułk Ułanów z powodzeniem zatrzymał natarcie Sowietów, niszcząc im wiele czołgów.
Najwięcej starć z Armią Czerwoną miała na koncie wycofująca się od granicy na Polesie grupa KOP gen. Wilhelma Orlika-Rückemana. Jej największym sukcesem było rozgromienie 28 września pod Szackiem sztabu i części oddziałów 52 Dywizji Strzeleckiej. Równie skutecznie walczył w rejonie Borowicz, Nawozu i Hruziatyna 3 Pułk Piechoty KOP płk. Zdzisława Zajączkowskiego. Także oddziały Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga ścierały się niejednokrotnie z Armią Czerwoną, m.in. pod Jabłonią i Milanowem.
Jednak polskie wojska nie miały szans, by zatrzymać sowieckiego kolosa. Mimo że kampania polska wyraźnie pokazała, że Armią Czerwoną dowodzą przeważnie niekompetentni dowódcy, a żołnierze są słabo wyszkoleni i wyposażeni, to jednak samą swą masą – osławionym „rosyjskim walcem” – dosłownie zalali polskie Kresy. Sowieci również bardzo szybko przestali udawać, że nie współpracują z Niemcami, czego wymownym symbolem była m.in. wspólna defilada wojskowa w Brześciu nad Bugiem. „Prawda” od 23 września zaczęła publikować mapki z linią rozgraniczającą niemieckie i sowieckie zdobycze, dowodząc dobitnie, że III Rzesza i Związek Sowiecki dokonują właśnie czwartego rozbioru Polski.
Bibliografia:
Cz. Brzoza, „Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918–1945)”, [w:] „Wielka Historia Polski” tom 9, Kraków 2001
Cz. Grzelak, „Kresy w czerwieni. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku”, Warszawa 1998
S. Dębski, „Między Berlinem a Moskwą. Stosunki niemiecko-sowieckie 1939–1941”, Warszawa 2007
W związku z 81. rocznicą agresji ZSRS na Polskę przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”. Będzie można je otrzymać podczas rocznicowych obchodów w Gdańsku i Lublinie.
Mecenasami jednodniówki są: Polska Spółka Gazownictwa i Polska Grupa Zbrojeniowa.
Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze