moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Jak powstaniec styczniowy został wywiadowcą AK

Szedł przez miasteczko w granatowym mundurze weterana powstania styczniowego. Na jego widok Niemcy zupełnie potracili głowy. Ten i ów oddał mu nawet honory. Już w domu Feliks Bartczuk cieszył się ponoć jak dziecko – że mu szkopy salutowały. Żaden z nich nie przypuszczał nawet, że ma przed sobą wywiadowcę AK o pseudonimie „Piast”.

Pod obeliskiem ku czci marszałka Józefa Piłsudskiego zgromadził się tłumek oficjeli. Łopoczą biało-czerwone flagi, żołnierze trzymają wartę honorową, gapie tłoczą się na balkonie sąsiedniej kamieniczki. Podpis pod zdjęciem wyjaśnia, że to uroczystość patriotyczna w Kosowie Lackim na Mazowszu. Feliks Bartczuk stoi piąty od prawej – lekko wsparty na lasce, ale wyprostowany, w wojskowym płaszczu i rogatywce, z przypiętym do piersi orderem. Sąsiadów przerasta o głowę. Dobiega już wówczas dziewięćdziesiątki, ale nie opuszcza żadnej oficjalnej imprezy organizowanej w miasteczku. – Podczas każdej staje w pierwszym rzędzie. Jest postacią otaczaną powszechnym szacunkiem, ale też po ludzku lubianą. Kiedy świętuje urodziny, pod jego okna stawiają się delegacje dzieci, a on napycha im kieszenie cukierkami – opowiada Artur Ziontek, historyk i współautor biografii Bartczuka. Hołubiony jest zresztą nie tylko w Kosowie Lackim. W 1933 roku wraz z innymi weteranami powstania styczniowego zostaje przyjęty przez samego Piłsudskiego.

Bartczuk przeszedł w życiu długą drogę. Ale wbrew pozorom – całkiem sporo było jeszcze przed nim.

Bartczuk walczy z carem

Pochodził z chłopskiej rodziny. Urodził się we wrześniu 1846 roku. Wieś Zawady pod Kosowem Lackim, gdzie dorastał leżała na terenach zaboru rosyjskiego. Jako młody chłopak Bartczuk został parobkiem w majątku Ludwika Górskiego w pobliskim Ceranowie. Musiał być człowiekiem ambitnym i żądnym wiedzy, bo niebawem pracodawca zezwolił mu na korzystanie z dworskiej biblioteki. Bartczuk dzielił więc czas pomiędzy pracę w folwarku a studiowanie książek. Tymczasem świat wokół niego powoli dojrzewał do wielkiego przesilenia.

Po zdławieniu powstania listopadowego, w Królestwie Polskim zapanował terror. Rosjanie obłożyli kadłubowe państewko olbrzymią kontrybucją, wprowadzili stan wojenny, a potem krok po kroku znosili jego autonomię. Odpowiedzią były coraz brutalniej tłumione uliczne demonstracje i wyrastające niczym grzyby po deszczu organizacje spiskowe. Aby rozbić ich struktury, władze w połowie stycznia 1863 roku zarządziły pobór do carskiej armii. Służba w niej trwała 15 lat, zaś wielu wcielonych Polaków już nigdy nie wracało do domów. Aby uniknąć branki, spiskowcy rozpoczęli antyrosyjskie powstanie. Wybuchło 22 stycznia 1863 roku i przybrało charakter partyzancki. – W okolice Ceranowa przez długi czas jego echa docierały za sprawą kazań wygłaszanych przez miejscowych księży: katolickiego proboszcza Stanisława Dziobkowskiego i unitę Nikona Dyakowskiego. Obaj byli żarliwymi patriotami i regularnie zdawali relacje z tego, co się w kraju dzieje – wyjaśnia Ziontek. Wreszcie w maju 1863 roku pod Ceranów dotarł powstańczy oddział Ludwika Lutyńskiego, który starł się z dużo silniejszymi wojskami rosyjskimi i wygrał. 16-letni Bartczuk niesiony entuzjazmem chciał od razu dołączyć do zwycięzców, jednak obawiał się reakcji chlebodawcy.

Uroczystości patriotyczne w Kosowie Lackim, lata 30. XX w., w pierwszym rzędzie, czwarty z lewej stoi Feliks Bartczuk. 

Górski pochodził z powszechnie szanowanej rodziny. Jego ojciec walczył w powstaniu listopadowym jako generał brygady. – On sam jednak nie bardzo wierzył w zasadność i powodzenie kolejnego zrywu. Był zwolennikiem pracy u podstaw – zaznacza Ziontek. Ostatecznie jednak przymknął oko na poczynania swojego podwładnego. Bartczuk wraz z nieznanym z nazwiska dworskim oficjalistą wstąpił do oddziału Lutyńskiego. W ich ślad poszło też kilkunastu chłopów unickich. – O dalszych poczynaniach Bartczuka wiemy niewiele. Możemy je zrekonstruować jedynie śledząc szlak, który w kolejnych miesiącach przeszedł jego oddział – przyznaje historyk. A ten pobił Rosjan pod Węgrowem, zaś po połączeniu z większymi siłami wziął udział w zwycięskich bitwach pod Nagoszewem i w okolicach Żyrzyna. Ostatnia z nich zakończyła się przejęciem rosyjskiej kasy z dwustu tysiącami rubli, o czym rozpisywała się nawet zagraniczna prasa.
Bartczuk był przy Lutyńskim do końca roku. W grudniu 1863 roku ze względu na chorobę został urlopowany. Nie zdążył już jednak wrócić na plac boju. W początkach kolejnego roku Lutyński rozwiązał oddział, niebawem też Bartczuk wpadł w ręce Rosjan.

Ojcowie i koledzy

Powstaniec trafił do więzienia w Siedlcach. Ostatecznie jednak nie skończył na szubienicy, ani nawet na zesłaniu. Po kilku miesiącach odzyskał wolność. – Nie wiemy do końca, dlaczego tak się stało. Najpewniej wstawił się za nim Ludwik Górski, który miał kontakty również wśród Rosjan – zaznacza Ziontek. Bartczuk wrócił do rodzinnego gospodarstwa, założył rodzinę i powoli wsiąkał w popowstańczą codzienność. A ta nie napawała optymizmem. Zaborcy jeszcze mocniej dokręcili śrubę. Znieśli autonomię Królestwa Polskiego, konsekwentnie pozbawiając je kolejnych instytucji, w dodatku rozpoczęła się ostra rusyfikacja. Krótko po klęsce powstania na porządku dziennym były konfiskaty majątków, zsyłki na Sybir i egzekucje, które nierzadko przeradzały się w ponure spektakle. Jeden z nich Bartczuk miał okazję oglądać. W maju 1865 roku znalazł się w 10-tysięcznym tłumie zagnanym na rynek w Sokołowie Podlaskim, by obserwować egzekucję księdza Stanisława Brzóski, jednego z przywódców powstania na Podlasiu. – Po latach Bartczuk wspominał towarzyszące mu wówczas uczucie bezsilności. Gdzieś tam po głowie krążył mu nawet pomysł, by wspólnie z towarzyszami odbić ks. Brzóskę. Wiedział jednak, że to nierealne. Przyznawał, że „siła ich była, a nas mała garstka” – opowiada Ziontek.

Kolejne lata przeżył w miarę spokojnie, a na starość doczekał niepodległości. Bardzo szybko też został przez II RP uhonorowany. Odradzające się państwo potrzebowało symboli, a weterani powstania styczniowego doskonale się do tej roli nadawali. Byli jak żywe pomniki wydarzeń na tyle odległych, że nie wywoływały one politycznych emocji. Cieszyli się powszechnym szacunkiem nie tylko ze względu na wiek, ale też fakt, że do boju o Polskę poszli nie będąc żołnierzami regularnej armii. Kiedy Rzeczpospolita wracała na mapy, żyło ich jeszcze około 3,5 tysiąca. Już w styczniu 1919 roku z myślą o nich Józef Piłsudski wydał okolicznościowy rozkaz, zaliczający ich w szeregi polskiej armii. „Witam ich jako Ojców i Kolegów” – pisał. Z myślą o weteranach został opracowany wzór munduru. Dawni szeregowi i podoficerowie automatycznie stali się podporucznikami, zaś oficerowie awansowali o jeden stopień. Niezależnie od szarży, żołnierze czynnej służby byli zobowiązani salutować im jako pierwsi. Dotyczyło to nawet generałów. Państwo honorowało powstańców licznymi odznaczeniami. Wielu z nich otrzymało Virtuti Militari. Weterani mogli liczyć na dożywotnią rentę, specjalnie dla nich państwo pobudowało kilka domów opieki, organizowało im wakacje, zapraszało na okolicznościowe uroczystości. Tymczasem grono sędziwych wojaków topniało z każdym rokiem. Do wybuchu II wojny światowej dotrwało około pięćdziesięciu. Wśród nich był Bartczuk.

 

Piast na posterunku

Wrześniowa klęska wpędziła go w przygnębienie. Trudno mu było pogodzić się z obecnością Niemców na ulicach Kosowa Lackiego, gdzie kilka lat wcześniej zamieszkał. Szybko jednak otrząsnął się z pierwszego szoku. Zaczął paradować po ulicach miasteczka w mundurze weterana. Na jego widok Niemcy potracili głowy. Nie bardzo wiedzieli jak się zachować. Początkowo niektórzy z nich oddawali mu nawet honory. Tymczasem Bartczuk poszedł krok dalej – trzy lata później wstąpił do konspiracji. – Żołnierze lokalnych struktur Armii Krajowej postanowili go włączyć z swoje szeregi jako honorowego członka. Miał stać się wizytówką organizacji – opowiada biograf weterana. I to mu jednak nie wystarczyło. Chciał działać. Ostatecznie został żołnierzem służby informacyjno-wywiadowczej. Przyjął pseudonim „Piast”. Bartczuk znał teren, a Niemcy nie zwracali uwagi na ekscentrycznego staruszka kręcącego się po okolicy. W ten sposób rozpracował ośrodek lotniczo-meteorologiczny w miejscowości Telaki.

Tymczasem życie na okupowanym Mazowszu z dnia na dzień stawało się trudniejsze i coraz bardziej ponure. Latem 1942 roku w Treblince położonej niedaleko Kosowa Lackiego Niemcy uruchomili obóz śmierci. Niemal bez przerwy sunęły tam transporty ze skazanymi na zagładę Żydami. Narastał strach. Wywoływali go zresztą nie tylko okupanci. Pewnego wieczoru na dom Bartczuka napadła uzbrojona banda Polaków. Splądrowali mieszkanie, kradnąc między innymi ordery. Sprawą zajęła się Armia Krajowa. Wkrótce okazało się, że za rabunkiem stał oddział kierowany przez miejscowego komunistę. Podobno jego członkowie gromadzili w ten sposób fundusze na dalszą działalność. Napadli jeszcze na kilka gospodarstw, ostatecznie jednak zostali schwytani przez niemiecką żandarmerię i publicznie rozstrzelani.
Niemcy pozostali w Kosowie Lackim jeszcze tylko przez kilka miesięcy. Potem uciekli przed nadciągającą Armią Czerwoną. Bartczuk po raz kolejny doczekał powrotu Polski na mapy. Tym razem miał być to jednak kraj zależny od ZSRR. Zapomniany przez nowe władze weteran powoli podupadał na zdrowiu. Zmarł w marcu 1946 roku – pół roku przed setnymi urodzinami. Był ostatnim powstańcem styczniowym. Skromny pogrzeb odbył się w gronie rodziny.

Pamięć o Bartczuku na krótko odżyła w latach osiemdziesiątych, kiedy to jego postać na łamach „Tygodnika Siedleckiego” opisał Marian Jakubik. Zdołał on doprowadzić do wystawienia weteranowi murowanego grobu. Po tym epizodzie historia ostatniego powstańca znów popadła w zapomnienie. – Kiedy zbliżała się 150 rocznica wybuchu powstania styczniowego postawiłem sobie za punkt honoru, by Bartczuk został upamiętniony podczas uroczystości z wojskową oprawą – przyznaje Ziontek. W sprawę zaangażowały się władze samorządowe, społeczny komitet z Kosowa Lackiego oraz przedstawiciele armii. Sprawę udało się doprowadzić do końca. Przez ulice miasteczka przemaszerowała wojskowa orkiestra, na cmentarzu została odprawiona msza polowa, a na zakończenie nad grobem weterana wybrzmiała salwa honorowa. – W ten sposób choć po części udało się spełnić jego ostatnią wolę – podsumowuje historyk.

Korzystałem z książki Jacka Odziemczyka i Artura Ziontka, „Feliks Bartczuk. Ostatni weteran powstania styczniowego”, Siedlce 2013; tekstu Artura Ziontka, „Feliks Bartczuk (1846–1946) – ostatni weteran powstania styczniowego” [w:] „Podlaskie drogi do niepodległości”, Kosów Lacki 2018; publikacji Roberta Stawickiego, „Weterani 1863 i tradycja Powstania Styczniowego w II Rzeczpospolitej”, Warszawa 2014 oraz pracy Henryka Samsonowicza, Janusza Tazbira, Tadeusza Łepkowskiego i Tomasza Nałęcza, „Polska. Losy państwa i narodu”, Warszawa 1992

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Archiwum Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kosowie Lackim

dodaj komentarz

komentarze


Right Equipment for Right Time
 
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Święto podchorążych
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Ostre słowa, mocne ciosy
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Jesień przeciwlotników
Nowe uzbrojenie myśliwców
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Wybiła godzina zemsty
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
„Husarz” wystartował
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Wzmacnianie granicy w toku
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
W MON-ie o modernizacji
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Marynarka Wojenna świętuje
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Norwegowie na straży polskiego nieba
Transformacja dla zwycięstwa
Karta dla rodzin wojskowych
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
A Network of Drones
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Polskie „JAG” już działa
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Huge Help
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Olympus in Paris
Olimp w Paryżu
Od legionisty do oficera wywiadu
O amunicji w Bratysławie
Czworonożny żandarm w Paryżu
„Szczury Tobruku” atakują
Setki cystern dla armii
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Jaka przyszłość artylerii?
Zmiana warty w PKW Liban
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Medycyna w wersji specjalnej
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO