moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Pozostał tylko cień…

Aresztowanie, krótkie przesłuchanie, egzekucja. Pomiędzy pierwszym a ostatnim aktem minęło zaledwie kilka godzin. Wczesnym rankiem 4 lipca 1941 roku niemieckie komando zamordowało kilkudziesięciu naukowców z lwowskich uczelni, ich bliskich i znajomych. Była to część niemieckiej akcji wymierzonej przeciwko polskiej inteligencji.

Pomnik na miejscu egzekucji lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich odsłonięty 3 lipca 2011. Fot. Franciszek Vetulani/Wikipedia

Profesor Franciszek Groër, lat 54, znany we Lwowie pediatra, dyrektor kliniki, wykładowca Uniwersytetu Jana Kazimierza. Był na liście, ale przeżył – jako jeden z nielicznych. Dlaczego? Tego nie potrafił wyjaśnić do samej śmierci, która przyszła wiele lat po wojnie. Mógł jednak opowiedzieć, co go spotkało tamtej nocy.

 

„Jestem Polakiem!”

Do mieszkania wpadli około godziny 23.00. Było ich pięciu: czterech niższych rangą i jeden oficer. Wszyscy w mundurach gestapo z trupimi czaszkami. „Hände hoch!” – huknął oficer i przystawił profesorowi pistolet do głowy. Z tonu spuścił dopiero, kiedy w drzwiach pokoju stanęła żona profesora – rodowita Angielka. We troje usiedli za stołem. Gestapowiec zaczął wypytywać, co profesor robił, kiedy w mieście rządzili bolszewicy. Mniej więcej o północy Niemcy wyprowadzili Groëra przed dom i zapakowali na ciężarówkę. Zawieźli go do bursy dawnego Zakładu Wychowawczego im. Abrahamowiczów. Było tam już kilkadziesiąt osób. Jak się później okazało, profesorów lwowskich uczelni, ich domowników i gości. Wszyscy stali w ciemnym korytarzu, twarzą do ściany. „Jeżeli ktoś się poruszył, [strażnicy] uderzali go kolbą albo pięścią w głowę” – wspominał Groër. Co kilka minut otwierały się drzwi jednej z sali, a gestapowcy wywoływali kolejną osobę na przesłuchanie. Groër wszedł do środka jako dziesiąty, może dwunasty. W zalanym światłem pokoju siedziało dwóch oficerów. „Psie! – ryknął zwalisty olbrzym, który najwyraźniej rządził w sali przesłuchań. – Powinieneś być folksdojczem, a zdradziłeś własną ojczyznę. Dlaczego nie wyjechałeś ze wszystkimi Niemcami na zachód, kiedy było to jeszcze możliwe?!”. Profesor odkrzyknął: „Mam niemieckie nazwisko, ale jestem Polakiem!” i dorzucił, że nawet gdyby chciał wyjechać, władze sowieckie by mu nie pozwoliły. Nie wypuściłyby przecież profesora i dyrektora kliniki. Temperatura rozmowy rosła z każdą minutą. Wreszcie Niemiec wzruszył ramionami: „Dobrze, muszę porozmawiać z szefem”.

Chwilę później Groër został wyrzucony na korytarz, a stamtąd przed budynek. „Czekaj i zachowuj się tak, jakbyś nie był więźniem” – rzucili Niemcy na odchodne. Profesor zaczął nerwowo krążyć po dziedzińcu, paląc jednego papierosa za drugim. Wreszcie zobaczył grupkę swoich kolegów, poganianych przez strażników. Nieśli ciało syna Stanisława Ruffa, cenionego lwowskiego chirurga. Niemcy zastrzelili chłopaka podczas przesłuchania, ponieważ dostał ataku padaczki. Groër widział kątem oka, jak grupka znika za bramą i kieruje się w stronę Wzgórz Wuleckich. Niebawem w tym kierunku wyruszyła także ciężarówka wioząca pozostałych aresztowanych. Pół godziny później Groër usłyszał odgłos strzałów.

Był 4 lipca 1941 roku. Nad Lwowem powoli wstawał dzień.

Polska inteligencja na celowniku

– Profesorowie zginęli, bo byli Polakami, a ściślej: przedstawicielami polskich elit. Mord we Lwowie stanowił kontynuację „Intelligenzaktion” oraz „Akcji AB”, które Niemcy realizowali odpowiednio na ziemiach II RP wcielonych do Rzeszy i w Generalnym Gubernatorstwie. I nie zmienia tego fakt, że lwowskie egzekucje zostały przeprowadzone rok później. Cel był taki sam – uważa Kamilla Jasińska z Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu, współautorka książki „Mortui vivunt. Przez Lwów i Wrocław szlakiem zbrodni na Wzgórzach Wuleckich”.

Przed II wojną światową Lwów był jednym z największych i najbardziej znaczących ośrodków życia kulturalnego i naukowego Rzeczpospolitej. 23 września 1939 roku, na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, został zajęty przez Armię Czerwoną. Przez miasto rychło zaczęły się przetaczać kolejne fale represji. Do więzień trafiali polscy sędziowie, prokuratorzy, oficerowie rezerwy, naukowcy. Część z nich zginęła później w Katyniu. Inni wyszli na wolność. Sowieci próbowali ich przeciągnąć na swoją stronę. Dawali złudną nadzieję na ułożenie sobie życia w nowej rzeczywistości. Wykładowcy mogli wrócić na uczelnie, tyle że ze statusem funkcjonariusza władzy sowieckiej. Kilkunastu profesorów zostało też wysłanych na objazdówkę po Moskwie, gdzie mieli zwiedzić tamtejsze uniwersytety, instytucje kultury, spotkać się z przedstawicielami świata nauki. Wśród uczestników wyjazdu znalazł się między innymi prof. Kazimierz Bartel, matematyk i przedwojenny premier. Podobno Sowieci mieli mu zaproponować nawet, by stanął na czele marionetkowego polskiego rządu, ale Bartel ofertę odrzucił.

Tymczasem sytuacja na wojennej mapie Europy zmieniała się jak w kalejdoskopie. 22 czerwca 1941 roku Niemcy najechały na ZSRR. Armia Czerwona znalazła się w chaotycznym odwrocie. Sowieci w popłochu opuszczali kolejne miasta. Lwów zaczął przypominać beczkę prochu. Pod koniec czerwca w tamtejszych więzieniach NKWD rozpoczęły się masowe egzekucje więźniów politycznych. Ich ofiarą, według różnych szacunków, padło 3,5–7 tys. osób. Świadkiem tych dramatycznych wydarzeń była między innymi aktorka Krystyna Feldman, która jako młoda dziewczyna mieszkała we Lwowie. Po latach wspominała: „W promieniu, nie wiem czterech czy więcej kilometrów, czuć było porażający odór zgnilizny. Coś potwornego! Wiedziona, zresztą nie tylko ja, ciekawością tego, co jest i tego, co będzie, weszłam na dziedziniec więzienia na Łąckiego. A tam zmasakrowane i zgniłe już trupy”.

Niemcy oraz ukraińscy nacjonaliści z OUN-B (z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nazywanych banderowcami) postanowili wykorzystać mord do własnych celów. Współodpowiedzialnością za niego obarczyli Żydów, którzy mieli sympatyzować z komunistami. Żołnierze Związku Walki Zbrojnej meldowali do centrali: „namówione przez nich i podszczute męty ukraińskie i polskie spędziły Żydów do więzienia, celem umycia zwłok pomordowanych przez bolszewików”. Wkrótce na ulicach rozpoczął się pogrom. Przez kolejne dni zginęły tysiące Żydów.
W takiej atmosferze Niemcy postanowili uderzyć też w polskie elity.

Niemcy polują na profesorów

2 lipca aresztowany został Bartel. Niemcy przyszli po niego na Politechnikę Lwowską. Najpierw trafił do siedziby gestapo, a po kilkunastu dniach do więzienia przy Łąckiego – tego samego, w którym Krystyna Feldman widziała stosy ciał ofiar NKWD. Niemcy oskarżyli go o współpracę z Sowietami. Niewykluczone jednak, że stosowali taktykę kija i marchewki. Według niektórych historyków Niemcy widzieli byłego polskiego premiera w roli szefa marionetkowego rządu. I tym razem jednak profesor miał odrzucić ofertę. Ostatecznie pod koniec lipca został stracony.

Tymczasem fala aresztowań na dobre ruszyła w nocy z 3 na 4 lipca. Wówczas to w ręce Niemców wpadło ponad 20 profesorów lwowskich uczelni, członków ich rodzin, znajomych, współlokatorów. Wśród aresztowanych znaleźli się dr Tadeusz Boy-Żeleński, pisarz, publicysta, z wykształcenia lekarz; prof. Kazimierz Vetulani, który na Politechnice Lwowskiej kierował katedrą mechaniki teoretycznej czy Roman Longchamps de Berier, szef katedry prawa i rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza. W kolejnych dniach Niemcy zatrzymali jeszcze trzech naukowców. W sumie w ich ręce trafiły 52 osoby. Ponad 40 z nich zostało zamordowanych. Z profesorów ocalał jedynie wspomniany już Franciszek Groër. Być może uratowało go niemieckie pochodzenie, albo też fakt, że jego żona była Angielką i miała znajomych w brytyjskim konsulacie.

Mordu dokonały oddziały Einsatzkommando, którymi kierowali Eberhard Schőngarth i Otto Rasch. – Niemcy już wcześniej przeprowadzili zorganizowaną akcję przeciwko polskim naukowcom. Jesienią 1939 roku aresztowali w Krakowie niemal 200 wykładowców tamtejszych uczelni. Zesłali ich do obozów, co spotkało się z głośnymi protestami środowisk naukowych z całego świata. Teraz, by sprawa nie została nagłośniona, postanowili działać inaczej. Zresztą zażądał tego sam generalny gubernator Hans Frank. Zasugerował on dowódcom sił bezpieczeństwa, by podobne sprawy „załatwiali na miejscu” – podkreśla Jasińska. Nietrudno było zgadnąć, co oznacza ów eufemizm. Dlatego właśnie lwowscy profesorowie musieli zginąć. Przy całej swojej bezwzględności Niemcy działali jednak niedbale. Z jednej strony starali się przeprowadzić egzekucję w miejscu ustronnym, z drugiej nie ustrzegli się świadków – mieszkańców pobliskich domów, z których większość znała ofiary mordu.

 

Tymczasem dwa lata później sytuacja na froncie raz jeszcze radykalnie się zmieniła. Niemcy nie zdołali zająć Moskwy, w dodatku ponieśli klęskę pod Stalingradem. Teraz to oni znaleźli się w odwrocie. Kiedy w oczy zajrzało im widmo klęski, zaczęli krok po kroku zacierać ślady swoich zbrodni. – W początkach października 1943 roku ciała pomordowanych zostały wykopane i przetransportowane na drugi koniec miasta, w miejsce, gdzie zwożono też zwłoki z innych masowych grobów. Niemcy nakazali sformować z nich ogromny stos i podpalić – tłumaczy Jasińska. – Stos płonął trzy dni. Prochy zostały dodatkowo przesiane przez specjalne sita, zaś kawałki kości, których nie strawił ogień, zmielono w specjalnej maszynie. Ostatnim aktem zbrodni było rozrzucenie popiołów w Lesie Krzywczyckim – dodaje.

 

Po wojnie Schőngarth został skazany za zbrodnie i stracony. Spora część odpowiedzialnych za zabicie Polaków uniknęła jednak kary. Dziś pomniki ku czci profesorów stoją we Wrocławiu oraz Lwowie. – Kiedy w latach sześćdziesiątych profesor Kulczycki odsłaniał pomnik we Wrocławiu, stwierdził, że po lwowskich profesorach pozostał tylko cień. To bardzo wymowne słowa, zważywszy na to, co Niemcy uczynili z ich ciałami – podsumowuje Jasińska.

 

Podczas pisania korzystałem z następujących publikacji: Kaźń profesorów lwowskich. Lipiec 1941. Studia oraz relacje i dokumenty zebrane i opracowane przez Zygmunta Alberta, Wrocław 1989; Tadeusz Żukowski, Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu, Poznań 2001; Piotr Łysakowski, Mord na profesorach lwowskich – lipiec 1941. W siedemdziesiątą rocznicę zbrodni, Biuletyn IPN 7/2011; Europa nieprowincjonalna, Warszawa-Londyn 1999. 

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Franciszek Vetulani/Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Polskie „JAG” już działa
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Transformacja dla zwycięstwa
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
„Szczury Tobruku” atakują
Ostre słowa, mocne ciosy
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Fundusze na obronność będą dalej rosły
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Bój o cyberbezpieczeństwo
Setki cystern dla armii
Święto podchorążych
Jaka przyszłość artylerii?
Czworonożny żandarm w Paryżu
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Right Equipment for Right Time
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Olympus in Paris
Jesień przeciwlotników
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
O amunicji w Bratysławie
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Święto w rocznicę wybuchu powstania
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Od legionisty do oficera wywiadu
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
„Husarz” wystartował
Terytorialsi zobaczą więcej
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Olimp w Paryżu
Medycyna w wersji specjalnej
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Co słychać pod wodą?
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Karta dla rodzin wojskowych
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Transformacja wymogiem XXI wieku
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Zmiana warty w PKW Liban
Pożegnanie z Żaganiem
Zyskać przewagę w powietrzu
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Wybiła godzina zemsty
Wzmacnianie granicy w toku
Norwegowie na straży polskiego nieba
Operacja „Feniks”. Żołnierze wzmocnili most w Młynowcu zniszczony w trakcie powodzi

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO