Wojenny geniusz Napoleona Bonaparte przejawiał się między innymi w tym, że był on jednocześnie fenomenalnym strategiem i świetnym organizatorem wojska. Wbrew pozorom rzecz w historii niezwykle rzadka – mówi doktor Mariusz Klarecki, historyk sztuki. W rozmowie z „Polską Zbrojną. Historią” przedstawia sylwetkę cesarza i przypomina, że był on też prekursorem blitzkriegu.
Napoleon przeglądający swoją gwardię. Biblioteka Narodowa
Napoleonowi Bonaparte przypisuje się powiedzenie, że „żołnierze maszerują na żołądkach” i podkreśla się często przy tym, że cesarz Francuzów był pierwszym nowożytnym wodzem, który w swych kampaniach docenił służby logistyczne, kwatermistrzostwo i to też przyczyniało się do jego genialnych zwycięstw. Na czym polegał fenomen cesarza Napoleona w użyciu służb tyłowych na wojnie?
Mariusz Klarecki: Wybitnych wodzów czy generałów – w historii często dzieli się na dwie grupy. Do pierwszej zalicza się strategów świetnie rozgrywających kampanię wojenną na polu bitwy, natomiast druga – mniej eksponowana – przeznaczona jest dla organizatorów sił zbrojnych, i nie tylko chodzi tutaj o tworzenie korpusów i dywizji, ale też infrastruktury obronnej państwa, chociażby systemu twierdz. Do takich wodzów możemy zaliczyć na przykład naszego króla Kazimierza Wielkiego, który zostawił po sobie system zamków obronnych – słynne orle gniazda, i króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I, zwanego królem kapralem, który stworzył doskonałą „maszynerię wojenną” – armię pruską. Zauważmy, że żaden z wymienionych władców nie prowadził za swego panowania wielkich wojen, przedkładając dyplomację nad działania militarne. Z Fryderyka Wilhelma I wręcz żartowano, że tak jest zakochany w swym świetnie wymusztrowanym wojsku, iż żal mu wysyłać go do walki. Dopiero za panowania jego syna – Fryderyka II Wielkiego – okazało się, jak groźna to armia w polu.
Wojenny geniusz przejawiał się między innymi w tym, że Napoleon był jednocześnie fenomenalnym strategiem i świetnym organizatorem wojska. Wbrew pozorom rzecz w historii niezwykle rzadka. Nieprzypadkowo cesarza Francuzów porównywano do Juliusza Cezara czy wodza Kartaginy Hannibala – ci trzej wielcy wodzowie byli nie tylko triumfatorami na polu walki, ale i reformatorami sztuki wojennej. W wypadku Napoleona widoczne jest to już od początku jego kariery. Proszę zauważyć, że kiedy zostaje wodzem Armii Włoch, wpierw musi ją doprowadzić do porządku. Często drakońskimi metodami – rozstrzeliwując żerujących na niej spekulantów i nieuczciwych kwatermistrzów – zapewnia żołnierzom zaopatrzenie i wyżywienie i rusza do zwycięskiej kampanii, podczas której – aspekt charakterystyczny dla wojen napoleońskich – żołnierze zaopatrują się już sami kosztem pokonanego nieprzyjaciela.
Można stwierdzić, że Napoleon był prekursorem blitzkriegu – wojny błyskawicznej – jego świetnie wyszkolona i zaopatrzona armia, świadoma swych celów i pewna swego wodza, wkraczała na terytorium nieprzyjaciela i z każdym kolejnym nad nim zwycięstwem rosła w siłę, gdyż żywiła się kosztem pokonanych. Ten system doskonale działał do feralnego roku 1812, lecz i po klęsce Wielkiej Armii w Rosji, kiedy cesarz Francuzów zmuszony był do defensywy, objawiał się jego geniusz dowódczy i organizacyjny. Zauważmy, że po tak strasznej klęsce potrafił bardzo szybko odtworzyć wojsko i jeszcze niejeden raz pobić przeważające siły antyfrancuskiej koalicji. Do wspomnianej przez pana sentencji o „żołnierzach maszerujących na żołądkach” można dodać jeszcze jedno charakterystyczne stwierdzenie Napoleona, że każdego kwatermistrza po kilku miesiącach służby można posłać do więzienia za defraudacje, ale pluton egzekucyjny należy się tylko tym kwatermistrzom, którzy nie potrafią za wszelką cenę zaopatrzyć żołnierzy.
Wbrew utartym wyobrażeniom, najlepiej przygotowaną kampanią pod względem logistyki była kampania rosyjska 1812 roku. Ponoć na jednego żołnierza Wielkiej Armii przypadało sześć par butów, szkoda tylko, że Napoleon nie rozkazał podkuć koni swej kawalerii na modłę polską…
To prawda, że cesarz do wojny z Rosją był przygotowany znakomicie i sporo w tych przygotowaniach przewidział. Między innymi podwoił liczebność żołnierzy w pułkach Wielkiej Armii, bo przewidywał, że do Moskwy dotrą ze stratami sięgającymi połowy stanów. Okazało się to trafne, bo w bitwie pod Borodino tak właśnie wyglądały stany idących do szturmu pułków Napoleona. Napoleon miał jednak wyjątkowego pecha w tej wojnie – zwłaszcza pod względem pogody. Wpierw niezwykle upalne lato i jesień, a następnie wczesna i ostra zima – już w październiku.
Zadziwiająco historia pod tym względem powtórzyła się w 1941 roku w wypadku armii Hitlera w Rosji.
Dokładnie tak. Tutaj wspomniał pan o niepodkutych koniach – z wyjątkiem polskiej kawalerii oczywiście – ale hekatomba koni w Wielkiej Armii zaczęła się właściwie od samego początku kampanii przez pogodę właśnie. Upały w dzień, a chłód w nocy, do tego pasza z niedojrzałego zboża, a następnie brak paszy w ogołoconym z wszystkiego kraju powodowały, że konie padały tysiącami. Właściwie co kilometr padał koń. Ta wojna i w ogóle wojny napoleońskie tak przetrzebiły pogłowie koni, że ono nigdy już w Europie nie zostało odtworzone do stanu sprzed epoki! Wiele ras końskich zniknęło wówczas bezpowrotnie.
Czy to prawda, że w czasach Napoleona nie było rozróżnienia na lewy i prawy but, że żołnierze maszerowali w obu takich samych bardzo niewygodnych i obcierających nogi „sabotach” – jakim więc cudem wojska cesarza potrafiły sunąć przez Europę niemal z szybkością czołgów Pattona i dojść do Moskwy, nawet jeśli żołnierze rzeczywiście mieli po sześć par butów?
Istotnie, w epoce napoleońskiej obydwa żołnierskie buty były przeważnie takie same. Rozmawiałem na ten temat z rekonstruktorami i to potwierdzili, zaznaczając jednocześnie, że wbrew pozorom wcale nie były to buty niewygodne. Oczywiście, to jest także kwestia przyzwyczajenia, ale nie było i – jak potwierdzają rekonstruktorzy – nie ma z tym problemów. Planując wyprawę na Rosję, Napoleon zakładał, że dzienna norma marszu dla jego żołnierzy będzie wynosić 25 km. I rzeczywiście tyle maszerowali, a nawet znacznie więcej, kiedy była taka potrzeba. Wspominaliśmy już warunki pogodowe – upały i mrozy, a prócz tego coraz gorsze zaopatrzenie, bo jednak rosyjskie odległości i drogi robiły swoje i tabory zostawały daleko w tyle. Dochodziło do tego, że żołnierze po prostu pili wodę z kałuż czy rowów.
Warto w tym miejscu podkreślić, że wbrew pozorom mundury armii napoleońskiej nie tylko paradnie wyglądały, ale i były praktyczne. Przede wszystkim szyto je z wełny, która ma te właściwości, że w lecie izoluje od gorąca, a w zimie – od zimna. Powtórzmy jednak, że Napoleon miał wyjątkowego pecha, jeśli chodzi o aurę w 1812 roku. Ta wczesna zima przecież zaskoczyła nawet samych Rosjan, którzy także przez mrozy ponieśli olbrzymie straty. Dodatkowym nieszczęściem dla Wielkiej Armii była trasa jej odwrotu z Moskwy – wracała tą samą smoleńską drogą, którą przyszła – kompletnie ogołoconą z czegokolwiek do jedzenia czy kwaterunku.
Szkoda, że cesarz nie posłuchał księcia Józefa Poniatowskiego, by główną ofensywę poprowadził na Wołyń i Ukrainę…
Tak, ta wojna mogłaby wtedy przybrać zupełnie inny obrót, bo była to nie tylko najbogatsza część Imperium Rosyjskiego, ale istniały też spore szanse na wzniecenie antycarskiego powstania. Tu jednak wchodzimy już w historię alternatywną.
Do cudów epoki napoleońskiej należy niewątpliwie stworzenie niemal od podstaw armii Księstwa Warszawskiego – jednej z najlepszych służących u boku cesarza Francuzów. Zważywszy na potencjał ludzki i gospodarczy kadłubowego państwa, słowo „cud” nie jest przesadą.
Niewielkie Księstwo Warszawskie na wojnę z Rosją potrafiło zmobilizować niemal stutysięczną armię! Wynik niebywały. Był to największy kontyngent, jaki dało którekolwiek z państw sprzymierzonych z cesarzem. Małe Księstwo Warszawskie powołało pod broń około dwu procent swych mieszkańców, kiedy inni sprzymierzeńcy i satelici Napoleona zmobilizowali co najwyżej jeden procent ogółu swej ludności. To dobitnie pokazuje, jak wielki entuzjazm i zaufanie do Napoleona panowały w społeczeństwie polskim. Tenże entuzjazm był podstawą sukcesów organizacyjnych księcia Józefa Poniatowskiego i innych jego generałów tworzących nie tylko najpiękniejsze – ze względu na mundury – ale i jedno z najdzielniejszych, a na pewno najwierniejszych wojsk walczących po stronie cesarza. Samych pułków kawaleryjskich daliśmy Napoleonowi 21. Do początków XX wieku była to największa wojskowa mobilizacja Polaków. Henryk Brandt, oficer Legii Nadwiślańskiej i weteran walk w Hiszpanii i Rosji, we wspomnieniach zapisał, że Francuzi w rozmowie z nim podkreślali, iż cenią Polaków, bo my naprawdę walczymy za ojczyznę – za wyższy cel, a w armii francuskiej oficerami są przeważnie drudzy czy trzeci synowie, bo pierworodni robią kariery polityczne czy biznesowe… Do wojska idą tylko ci, którzy niewiele dostali od swych rodziców, i służbę tę traktują jak dopust boży.
Kancelaria Sztabowa w Apartamencie księcia Józefa Poniatowskiego w pałacu Pod Blachą. Pałac Pod Blachą przy Zamku Królewskim w Warszawie. Autorzy fotografii: A. Ring i M. Niewiadomska
Inna sprawa, że Francja była mocarstwem, a Polski na mapie nie było wtedy wcale – biliśmy się o wszystko.
Oczywiście – niepodległość była celem najwyższym, a Napoleon – pomimo tych wszystkich głosów, że traktował Polaków instrumentalnie – pozostaje w historii tym władcą, który nie tylko najwięcej Polsce obiecywał, ale i najwięcej z tych obietnic spełnił. Pamiętajmy, że po epoce napoleońskiej nie było już mowy o całkowitym wymazaniu imienia Polski z Europy, tak jak chcieli tego zaborcy po trzecim rozbiorze.
Twierdzi się, że po katastrofie roku 1812 Napoleon chciał posadzić na konie wszystkich polskich żołnierzy, którzy mu pozostali – tak potężny był mit polskiej kawalerii.
Tyle tylko że już nie było tych koni, na których mógłby sadzać polskich piechurów…
Jednakże w tym miejscu raz jeszcze użyję słowa „cud”, gdyż książę Poniatowski dokonał w 1813 roku cudu, kiedy zrobił to, czego w dużej mierze nie udało się marszałkom francuskim: odtworzył dość dobrą kawalerię, a nawet powołał nową formację – krakusów, których Napoleon nazwał „pigmejską jazdą”.
Istotnie, do kawalerii, która ocalała z kampanii rosyjskiej, książę Poniatowski zdołał dołączyć nowe oddziały. Charakterystyczne jest, że odezwę mobilizacyjną z 26 grudnia rozpoczął od słów: „Szlachto polska! Do koni i oręża!”. Jednak nie mobilizował tylko szlachty, ale i przystąpił do poboru na wsi. Stąd właśnie wzięli się krakusi – włościańska jazda na niewielkich konikach. To musiało dość zabawnie wyglądać – rośli rekruci spod Krakowa czy Sandomierza na mikrusach – to dlatego cesarz z lekką ironią pisał do księcia o „pigmejskiej jeździe”, którą później bardzo cenił, bo okazała się kolejną świetną formacją polskiej jazdy.
Kancelaria Wojenna w Apartamencie księcia Józefa Poniatowskiego w pałacu Pod Blachą. Pałac Pod Blachą przy Zamku Królewskim w Warszawie. Autorzy fotografii: A. Ring i M. Niewiadomska
Krakusów łączono z jazdą najcięższą – kirasjerami, wprawdzie już bez kirysów. Obie formacje tworzyły straż przyboczną księcia Józefa Poniatowskiego w kampanii 1813 roku.
Krakusi też niejako zakończyli polski rozdział epoki napoleońskiej – to oni oddali ostatnie strzały na rogatkach oblężonego przez wojska koalicji Paryża i należeli do eskorty konduktu z ciałem poległego pod Lipskiem księcia Poniatowskiego. Jeśli wspominamy już koniec tej epoki, to warto zaznaczyć, że Napoleon przykładał wagę także do fortyfikacji, co się między innymi objawiło rozbudową twierdz w Księstwie Warszawskim – „przedmurzem” napoleońskiego imperium na wschodzie. To wtedy obserwujemy rozbudowę twierdzy w Modlinie i wzmocnienie takich twierdz, jak warszawska Praga, Gdańsk, Zamość, Częstochowa i Serock. Twierdza praska jest tu niedoceniana, bo dziś, po jej zniwelowaniu w połowie XIX wieku, zupełnie jej nie widać, a odegrała wielką rolę podczas zwycięskiej kampanii księcia Józefa Poniatowskiego w 1809 roku. Na rozbudowę i utrzymanie tych twierdz szły olbrzymie pieniądze – jedna trzecia budżetu Księstwa Warszawskiego była przeznaczana na rozbudowę twierdz. W pewnym momencie w Modlinie pracowało ponad 30 tys. ludzi! I trzeba przyznać, że te wydatki nie poszły na marne, bo przecież twierdze bardzo długo broniły się po klęsce Napoleona w Rosji. Niestety, ich załogom nie dane było doczekać odsieczy wojsk napoleońskich.
Jednak wspomnienie czy fascynacja epoką napoleońską są wciąż żywe, co chociażby udowodniła dyskusja po premierze superprodukcji „Napoleon” Ridleya Scotta.
Niewątpliwie. Proszę sobie wyobrazić chociażby szarżę kawaleryjską pod Pruską Iławą, kiedy to marszałek Joachim Murat rzucił się na Rosjan na czele dziewięćdziesięciu szwadronów! To jest coś nieprawdopodobnego, takiej szarży już później nie powtórzono. Szkoda, że Ridley Scott nie odtworzył w swym filmie tej szarży, natomiast ukazał niewiele mającą wspólnego z rzeczywistością sytuację spod Austerlitz.
Odtworzył mit stawu Zaczan, który miał pochłonąć 20 tys. Rosjan!
W rzeczywistości, gdy na rozkaz cesarza austriackiego osuszono staw w rok po bitwie, wydobyto z jego dna jedynie kilka ludzkich zwłok, około dwustu koni i osiemnaście armat. Dodajmy, że ten mit stworzył jeden z uczestników bitwy – generał Louis Lejeune, jednocześnie malarz batalista. Mit epoki napoleońskiej jest wspaniały, bo i tamta rzeczywistość była bogata nie tylko dzięki sztuce militarnej, czego widomym dowodem jest między innymi pałac Pod Blachą. To właśnie w pałacu Pod Blachą możemy obecnie zobaczyć Apartament księcia Józefa Poniatowskiego. Polskiego bohatera narodowego, znakomitego organizatora armii i twórcę Księstwa Warszawskiego. W historycznych wnętrzach zaprezentowano pamiątki z epoki napoleońskiej: malarstwo, grafikę, rysunki, dawne meble i rzemiosło artystyczne, liczne ciekawostki z epoki, ale także militaria i dokumenty z okresu Księstwa Warszawskiego. Pałac Pod Blachą w epoce stał się nie tylko pierwszym salonem towarzyskim Warszawy, ale także miejscem rozgrywania się historii związanej z tworzeniem państwa i słynnych w całej Europie sukcesów Wojska Polskiego.
Mariusz Klarecki, doktor, historyk sztuki, kurator pałacu pod Blachą przy Zamku Królewskim w Warszawie. Zafascynowany epoką napoleońską. Autor licznych publikacji i programów telewizyjnych na temat księcia Józefa Poniatowskiego i pałacu Pod Blachą. Organizator wystaw, konferencji oraz innych wydarzeń kulturalno-naukowych związanych z okresem Księstwa Warszawskiego i epoką napoleońską.
autor zdjęć: Biblioteka Narodowa, Zamek Królewski w Warszawie, Domena publiczna, A. Ring, M. Niewiadomska/ Pałac Pod Blachą przy Zamku Królewskim w Warszawie
komentarze