80 lat temu por. pil. Franciszek Żwirko i inż. Stanisław Wigura zginęli w katastrofie lotniczej nad Śląskiem Cieszyńskim. W drodze do Pragi ich RWD-6 dopadła burza i pilotom nie udało się zawrócić. – Ulubieńcy bogów żyją krótko – pisała o tym wypadku przedwojenna prasa.
Rankiem 11 września 1932 roku z lotniska w Krakowie wystartował samolot RWD-6. Za sterami zasiadł por. pil. Franciszek Żwirko, dowódca eskadry szkolnej Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. Jako mechanik leciał inż. Stanisław Wigura, jeden z konstruktorów samolotu. Obaj kilkanaście dni wcześniej, 28 sierpnia, triumfowali na największej imprezie lotniczej świata – Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge 1932 w Berlinie. Tam na polskim RWD-6, po próbie technicznej, sprawdzianie szybkości oraz locie okrężnym przez Europę przez ponad 7360 km pokonali uchodzące za faworytów niemieckie załogi w nowoczesnych samolotach Heinkel He 64 i Klemm Kl 32.
Tym razem lecieli na meeting lotniczy do Pragi. Po około dwóch godzinach dopadła ich burza nad czeskim Cierlickiem. „Po godzinie 8 rano dał się zauważyć nad naszą okolicą samolot, zdążający w kierunku zachodnim. Wskutek nie dającego się niczem uspokoić gwałtownego wiatru, zmuszony był zawrócić, decydując się prawdopodobnie na powrót do Polski, gdyż dalszy lot był niemożliwy” – czytamy w „Księdze Pamiątkowej Górnego Cierlicka”. Dalej napisano: „Los chciał, że samolot ten, zbudowany do zawodów a więc lekki, doznał wskutek panującej wichury silnego uszkodzenia (złamało się skrzydło) i runął w lasku p. Michla na Kościelcu w Cierlicku Dolnem na ziemię, łamiąc silne świerki”.
– Tego dnia ludzie widząc, jaka szykuje się pogoda, mimo niedzieli nie poszli do kościoła, ale zbierali siano na polach – mówi portalowi polska-zbrojna.pl Jan Przywara, mieszkający w Cierlicku, który losami lotników interesuje się od ponad 30 lat. Dodaje, że w księdze parafialnej zapisano nawet, iż tego dnia przeszła nad miejscowością trąba powietrzna.
Gen. dyw. pil. Franciszek Macioła, prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP, 8 września tego roku w czasie obchodów rocznicy katastrofy w Cierlicku rozmawiał z ponad 90-letnim świadkiem tamtych wydarzeń. – W niedzielę rano 11 września widziałem lecący 200–300 metrów nad ziemią samolot. W tym czasie szedł front burzowy z potężną wichurą. Piloci próbowali zawrócić, ale im się nie udało – opowiadał sędziwy mieszkaniec.
Zdaniem generała lotnicy mogli wpaść w silne prądy powietrzne tworzące się nad pagórkowatym terenem. Maszyna przegrała z silnym wiatrem, uderzyła w dwa świerki i runęła na ziemię. 37-letni Żwirko i 31-letni Wigura zginęli na miejscu. „Ulubieńcy bogów żyją krótko. A Żwirkę znać szczególniej umiłowali sobie bogowie, skoro najpierw dali mu szczęście i rozkosz sukcesu ogromnego, a zaraz potem odebrali mu życie” – napisał 14 września 1932 r. „Ilustrowany Kurier Codzienny”.
W miejscu śmierci lotników, nazwanym po tragedii „Żwirkowiskiem”, ustawiono brzozowy krzyż z lotniczym śmigłem, zakonserwowano kikuty drzew, o które rozbił się samolot – mówiono o nich „maszty śmierci” i postawiono symboliczne mogiły lotników. Oni sami zostali z honorami pochowani w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Powstał też pomnik autorstwa rzeźbiarza z Ołomuńca Juliusa Pelikána z płaskorzeźbami krakowskiego artysty Jana Reszki przedstawiający lotnika na kamiennym cokole. Jednak z powodów waśni narodowych pomnika nie postawiono. W trzecią rocznicę katastrofy wybudowano natomiast małą kaplicę – mauzoleum i bramę z napisem „Żwirki i Wigury start do wieczności”.
Nie przetrwała ona niestety wojny. Została zniszczona w 1940 roku przez Niemców. Ocalał za to pamiątkowy kamień i napis z bramy. W 1950 roku uporządkowano teren Żwirkowiska, postawiono też pomnik lotnika ukrywany dotąd przez Juliusa Pelikána w jego szopie w Ołomuńcu. W 1994 r. staraniem miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Cierlicku-Kościelcu wybudowano Dom Polski z izbą pamięci poświęconą lotnikom. – Odwiedzają nas wycieczki z Polski, szkoły, żołnierze, spadochroniarze. Poza wystawą wyświetlamy też film opowiadający o lotnikach – opowiada Tadeusz Smugała, prezes koła PZKO. Choć od tragedii minęło tyle lat, zdarza się, że mieszkańcy nadal przynoszą do izby pamięci odłamki poszycia RWD-6.
Z okazji 80. rocznicy tragedii izba wzbogaciła się też o replikę dzwonu, który miał tu zawisnąć już w 1937 r. Dzwon Bohaterskich Lotników Żwirki i Wigury powstał wówczas z inicjatywy krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Ozdobiony był płaskorzeźbą Anny Wallek-Walewskiej i napisem głoszącym, że ufundowano go na pamiątkę tragedii, która wstrząsnęła całym społeczeństwem. W 1937 r. wystawiono go na rynku w Cieszynie. Niestety z powodu niestabilnej sytuacji na pograniczu Śląska Cieszyńskiego nigdy nie dotarł do Cierlicka, a po wybuchu wojny Niemcy przetopili go na pociski armatnie.
Teraz Stowarzyszenie Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP przygotowało dwie jego repliki. – Powstały w odlewni Janusza Felczyńskiego, tej samej, która zrobiła dzwon w 1937 r. – podaje gen. Macioła. W domowych archiwach rodziny Felczyńskich zachowały się fotografie oryginału, który ważył ok. 1200 kg. Repliki są mniejsze i ważą po 80 kg. Jedną z nich Stowarzyszenie przekazało w Święto Lotnictwa Polskiego do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie, drugi dzwon trafił 8 września do Domu Polskiego w Cierlicku.
Rocznicę katastrofy uczciło w tym roku na Żwirkowisku kilkaset osób z Polski i Czech – żołnierze i lotnicy na czele z gen. broni pil. Lechem Majewskim, dowódcą Sił Powietrznych, członkowie Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP i miłośnicy lotnictwa. Nad Cierlickiem przeleciały samoloty Polskiego Aeroklubu i TS-11 z zespołu „Biało-Czerwone Iskry”, pozostawiając na niebie smugi białego i czerwonego dymu.
W czasie uroczystości po raz pierwszy w replikę historycznego dzwonu uderzyła wnuczka Franciszka Żwirki, Ewa Żwirko-Niwińska. – Chcieliśmy w ten sposób zamknąć pewien etap historii – podsumowuje generał.
komentarze