Żeby zostać Afgańczykiem, muszą przejść specjalistyczne szkolenie pod okiem amerykańskich trenerów, zdać egzamin ze znajomości kultury islamu i umieć rozmawiać w językach pasztu i dari. Ci, którzy opanują sztukę bycia Afgańczykiem, zostają wysłani do… Niemiec. Tu grają rolę mieszkańców kalaty.
Na poligonie w Hohenfels odbywają się szkolenia dla wojskowych wyjeżdżających na misję do Afganistanu. Przez miesiąc grupa polskich żołnierzy z 17 Brygady Zmechanizowanej obserwowała, jak przygotowują się żołnierze 2 amerykańskiego pułku „strykerów”, na co dzień stacjonujący w amerykańskiej bazie w niemieckim Vilseck. Polacy brali udział w części wykonywanych przez nich zadań. – Wspólnie z amerykańskimi żołnierzami obserwowaliśmy ćwiczenia i ocenialiśmy je – mówi mjr Artur Barański, szef sekcji operacyjnej 17 WBZ. Polaków do udziału w szkoleniu zaprosił amerykański sztab wojskowy w Europie.
Niemiecki poligon słynie z precyzji, z jaką odwzorowywane są warunki, w jakich będą działać żołnierze. – W zależności od tego, do czego przygotowują się żołnierze, specjaliści budują im odpowiednią infrastrukturę – mówi mjr Artur Barański. Tym razem były na nim oddziały wyjeżdżające do Afganistanu, więc zbudowano tam bazy wojskowe, afgańskie wioski, drogi, skrzyżowania, stacje benzynowe i kramy, w których robi się codzienne zakupy. – Byłem w Afganistanie na misji i jestem zaskoczony, bo zobaczyłem tu miniaturową kopię tego kraju. Wszystko było bardzo realistyczne, zauważyłem tylko różnice w pogodzie.
Dbałość o szczegóły przejawia się nie tylko w wiernym odwzorowaniu budynków i ich oryginalnego wystroju. W zbudowanej na poligonie afgańskiej wiosce spotkać można „Afgańczyków”. – W domach przez cały czas mieszkali pozoranci – opowiada mjr Barański. – To specjalnie wyszkoleni ludzie, którzy podczas ćwiczeń „grają” Afgańczyków. Wcześniej przechodzą kursy, zdają egzaminy ze znajomości kultury afgańskiej, potrafią porozumiewać się w językach pasztu i dari. Zatrudniają ich Amerykanie, którzy przeprowadzają dokładną selekcję i szkolenia. – Pozoranci nie tylko świetnie znają tamtejszą kulturę, ale są też ubrani tak jak Afgańczycy, zachowują się jak oni, modlą, sprzedają na targach – mówi major Artur Barański.
Również bazy wojskowe wyglądają tak samo jak w Afganistanie. Znalazły się w nich miejsca, w których śpią, jedzą i odpoczywają żołnierze. Dzięki temu wojskowi nie wyjeżdżali z poligonu na noc. – Byliśmy tam 24 godziny na dobę – mówi mjr Barański. Polacy przyznają, że realizm był zachowany również podczas wykonywania konkretnych zadań. – Żołnierze ćwiczyli na przykład transport rannego z pola walki – wspominają. – Wezwali śmigłowiec MEDEVAC, wszystko odbywało się tak, jakby wypadek zdarzył się naprawdę. Tak samo było, gdy „wybuchła” mina pułapka. Żołnierze działali dokładnie tak, jak nakazują procedury w przypadku znalezienia „ajdika”.
A jak wyglądają podobne ćwiczenia w Polsce? – Organizowane są inaczej – mówi mjr Barański. – Muszę przyznać, że Amerykanie robią to zdecydowanie lepiej. Nie chodzi tylko o realizm, który udaje się zachować na poligonie. W Niemczech takie szkolenie trwa dłużej, ćwiczenia dowódczo-sztabowe połączone są z ćwiczeniami z wojskami bojowymi, w Polsce te działania są rozdzielone – dodaje major.
autor zdjęć: kpt. Andrzej Jabłoński, JMRC Hohenfels
komentarze