Po długich negocjacjach szefowie dyplomacji państw Unii Europejskiej uzgodnili dziś w nocy zniesienie blokady na dostawy broni dla syryjskich rebeliantów. Decyzję skrytykowała Rosja, która sama nadal zamierza zbroić reżim prezydenta Baszara el-Asada.
Oddziały rebeliantów przygotowują się do walk z armią syryjską.
Ministrowie spraw zagranicznych państw UE zdecydowali, że wspólnota nie przedłuży embarga na dostawy broni dla opozycji w Syrii. Jednocześnie utrzyma w mocy sankcje wobec rządzącego reżimu prezydenta Baszara el-Asada.
Za możliwością dostaw broni dla rebeliantów od pewnego czasu opowiadały się Francja i Wielka Brytania. Część członków UE, między innymi Austria, której kontyngent wojskowy uczestniczy w misji ONZ na wzgórzach Golan, sprzeciwiała się temu. Zniesienie embarga nie jest jednoznaczne z natychmiastowym wysłaniem uzbrojenia syryjskim powstańcom. Paryż i Londyn zobowiązały się nie uczynić tego przed 1 sierpnia.
Decyzję UE skrytykowała Rosja. Uważa bowiem, że może to zagrozić planowanym negocjacjom w sprawie pokojowego zakończenia konfliktu. Jednocześnie Moskwa, która sama dostarcza uzbrojenie armii el-Asada, zapowiedziała, że udostępni jej system rakietowy obrony powietrznej S-300. Rosjanie przewidują, że broń ta zniechęci do potencjalnej zbrojnej interwencji w Syrii.
Wczoraj z dowódcami powstańców spotkał się na terenie Syrii amerykański senator John McCain. Polityk ten jest zwolennikiem udzielenia zbrojnej pomocy syryjskim opozycjonistom, a nawet wojskowej interwencji w tym kraju.
Tymczasem dziś nad ranem uzbrojeni napastnicy zaatakowali punkt kontrolny armii libańskiej w rejonie miasta Arsal w Dolinie Bekaa, w pobliżu granicy z Syrią. Dwaj żołnierze zginęli na miejscu, trzeci zmarł na skutek odniesionych ran. Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za dzisiejszy atak, ale sunnickie grupy libańskie oskarżają armię o utrudnianie dostaw dla powstańców w Syrii. W lutym w okolicy Arsal w starciu między zbrojną grupą a wojskiem zginęły cztery osoby, w tym śmierć poniosło dwóch żołnierzy.
Dzisiejszy rajd na posterunek wojskowy, niedzielny atak rakietowy na szyicką dzielnicę w Bejrucie, starcia między sunnitami i Alawitami (sektą, z której wywodzi się elita polityczna od kilkudziesięciu lat rządząca w Syrii) w Trypoli oraz zaangażowanie się szyickiego Hezbollahu po stronie sił reżimu prezydenta Baszara el-Asada w rejonie miasta Kuasir rodzą obawy, że konflikt syryjski może objąć, będący mieszanką etniczną i religijną, Liban.
Wojska rządowe chcą zająć Kuasir leżący w pobliżu granicy, gdyż miejscowość ta leży na drodze łączącej Damaszek z nadmorskimi terenami, będącymi bastionem sekty Alawitów. Innym miejscem starć są rejony wokół stolicy kraju – Damaszku. Jednym z nich było al-Nabak, leżący przy autostradzie łączącej stolicę z miastem Homs. Eksperci oceniają, że aktywność sił rządowych jest próbą wzmocnienia pozycji reżimu przed promowaną przez USA i Rosję konferencją pokojową, która ma rozpocząć się w przyszłym miesiącu. Jednak szanse, że przyczyni się ona do zakończenia konfliktu, w którym zginęło już co najmniej 80 tys. osób, są nikłe. Na udział w rozmowach zgodził się rząd w Damaszku. Problemem jest skłócona wewnętrznie syryjska opozycja. Do jej podziałów przyczynia się rywalizacja o wpływy w jej szeregach państw Zatoki Perskiej, Arabii Saudyjskiej i Kataru.
W mediach pojawiły się doniesienia o stosowaniu przez syryjskie wojska rządowe broni chemicznej. Jeden z ataków mógł mieć miejsce w Harasta, wschodnim przedmieściu Damaszku, kontrolowanym przez powstańców, gdzie wiele osób miało problemy z oddychaniem. Francuska gazeta „Le Monde” podała, że broń chemiczna została użyta także w kwietniu podczas walk w centrum stolicy. We Francji badane są próbki przemycone przez dziennikarzy gazety.
Źródła: Reuters, BBC News, PAP
autor zdjęć: Aleppo Media Center
komentarze