Takie ćwiczenie odbywa się tylko raz w roku. Z zawieszonego nad jeziorem Żywieckim śmigłowca Sokół wprost do wody skakało 150 spadochroniarzy. Przy tak poważnym przedsięwzięciu nad bezpieczeństwem żołnierzy muszą czuwać nurkowie, policjanci, strażacy oraz ratownicy wodni.
Skok z wysokości 400 metrów do jeziora to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie muszą wykonywać spadochroniarze. Żołnierze desantują się ze śmigłowca W3 Sokół. Po skoku, prócz wykonania standardowych czynności, muszą w odpowiednim momencie wypiąć się z uprzęży spadochronu. Mogą to zrobić tylko wtedy, gdy będą tuż nad powierzchnią wody. Ale to nie wszystko. Skoczek w pełnym umundurowaniu musi jeszcze dopłynąć do brzegu. – By to wykonać, trzeba być świetnym pływakiem. Dlatego zanim spadochroniarze wezmą udział w szkoleniu, zdają egzamin pływacki – tłumaczy kpt. Marcin Gil, rzecznik 6 Brygady Powietrznodesantowej.
Film: Regionalna.tv
Wszyscy żołnierze muszą mieć kamizelki ratunkowe. Dodatkowo, teren ćwiczeń zabezpieczają policjanci oraz ratownicy z Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Ochotniczej Straży Pożarnej.
Żołnierze trenowali również skoki w górach. Ćwiczenia odbywały się z użyciem spadochronów AD-2000. Tym razem wojskowi skakali ze śmigłowca latającego na wysokości od 700 do 2000 metrów. Najtrudniejsze z czym muszą się zmierzyć podczas takich skoków to zmienna pogoda i górzysty teren. – Przemieszczanie się mas powietrza w różnych kierunkach na różnych wysokościach może doprowadzić do utraty stabilności lotu spadochronu, a to może być niebezpieczne dla żołnierza – tłumaczy kpt. Gil.
autor zdjęć: Mariusz Bieniek, Marcin Gil
komentarze